No i ten endżoj i wgl.
Ah i wielkie daaaaanke za komentarze :>
_________________________________________________
Czwartek
Trudno mi określić ile dni minęło odkąd Gerard mnie zostawił... chyba miesiąc...
I pomyśleć ze ostatni raz byłem w domu jakieś trzy tygodnie temu... no nie da się ukryć, że jest ze mną coraz gorzej. W szkole byłem może dwa pełne tygodnie.
Mieszkam u Ricka i szczerze mówiąc mam w głębokim poważaniu co się dzieje dookoła.
No nic, moje życie robi się coraz mniej kolorowe.
No błagam, zachowuje się jak zbuntowana nastolatka, która uciekła z domu by być ze swoim chłopakiem.
No co się tak dziwisz? Ronnie jest moim chłopakiem. Tak, tak. Nie pisałem cały miesiąc wiec nie ma co rozpaczać, że nie wiesz co się dzieje.
Trudno mi określić ile dni minęło odkąd Gerard mnie zostawił... chyba miesiąc...
I pomyśleć ze ostatni raz byłem w domu jakieś trzy tygodnie temu... no nie da się ukryć, że jest ze mną coraz gorzej. W szkole byłem może dwa pełne tygodnie.
Mieszkam u Ricka i szczerze mówiąc mam w głębokim poważaniu co się dzieje dookoła.
No nic, moje życie robi się coraz mniej kolorowe.
No błagam, zachowuje się jak zbuntowana nastolatka, która uciekła z domu by być ze swoim chłopakiem.
No co się tak dziwisz? Ronnie jest moim chłopakiem. Tak, tak. Nie pisałem cały miesiąc wiec nie ma co rozpaczać, że nie wiesz co się dzieje.
-
Frankie, słuchaj kochany, nie chce być nie miły, kocham cię i w
ogóle- jezu, ja chyba nie dożyje chwili w której Rick odezwie się do mnie
w pełni normalnie
- No ale co?
- Moi rodzice przyjeżdżają na weekend... taki fakt z mojego życia: nadal nie wiedza, że jestem gejem i tak głupio byłoby gdyby okazało się, że mieszkam z chłopakiem. Niby nie mój jesteś, ale wiesz śliczny chłopiec z ciebie, a moi rodzice do tolerancyjnych nie należą- skrzywił się.
- Spoko- posłałem mu promienny uśmiech i schyliłem się żeby zebrać swoje cichy.
- Mikey cię przenocuje- hmmm... nareszcie mógłbym dowiedzieć się skąd go mogę znać. Propozycja kusząca, nie powiem, ale prawda jest taka, ze choć na jedną noc powinienem wrócić do domu. Eee tam. Co za różnica czy przyjdę do domu dziś czy jutro? Dla mnie żadna.
- No okej. - opowiedziałem tylko i zebrałem resztę ciuchów do plecaka. - Podwiozę cie do niego. Naturalnie po weekendzie wracasz do mnie.
- No ale co?
- Moi rodzice przyjeżdżają na weekend... taki fakt z mojego życia: nadal nie wiedza, że jestem gejem i tak głupio byłoby gdyby okazało się, że mieszkam z chłopakiem. Niby nie mój jesteś, ale wiesz śliczny chłopiec z ciebie, a moi rodzice do tolerancyjnych nie należą- skrzywił się.
- Spoko- posłałem mu promienny uśmiech i schyliłem się żeby zebrać swoje cichy.
- Mikey cię przenocuje- hmmm... nareszcie mógłbym dowiedzieć się skąd go mogę znać. Propozycja kusząca, nie powiem, ale prawda jest taka, ze choć na jedną noc powinienem wrócić do domu. Eee tam. Co za różnica czy przyjdę do domu dziś czy jutro? Dla mnie żadna.
- No okej. - opowiedziałem tylko i zebrałem resztę ciuchów do plecaka. - Podwiozę cie do niego. Naturalnie po weekendzie wracasz do mnie.
I tak
wylądowałem przed drzwiami Mikey'go.
- Hej. Wchodź- zaprosił mnie do ciemnego domu i pokierował do salonu.
- Masz brata? - wziąłem do ręki jedno ze zdjęć.
Stop. Kurde skąd ja go znam? !
- Mhm. Gerard.
- Gerard?!- wykrzyknąłem jak debil.
- No...
- I on tu jest?
- Tak, ale jeśli chodzi o jakikolwiek kontakt z nim to będzie ciężko. W ogóle lepiej sie do niego nie zbliżać.
GERARD W JEDNYM DOMU ZE MNĄ. Tak blisko. Przecież mówił, ze wyjeżdża...
- Mikey, weź idź mi kup piwo.- Jezu. To Gerard?
Ten perfekcyjny artysta zmienił sie w...niego?
Bledszy niz wcześniej, podkrążone oczy, nie ogarnięte włosy i ciemne powyciągane ciuchy.
I to na prawdę jest on?!
- Gerard? - wykrztusiłem z trudem. Chłopak odwrócił sie i nagle jego oczy przeszył błysk radości, jednak nie powiedział nic. Odwrócił się i opuścił pokój.
- Ty go znasz? - chłopak w okularach spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Tego nie.
- Co?
- Nie ważne. Mógłbym z nim pogadać? Że tez ja was nie skojarzyłem po nazwisku- myślałem na głos. No tak, głupi byłem. ..
- Em. . No możesz. Jego pokój to ten ostatni. Białe drzwi po prawej.
- Dzięki- posłałem chłopakowi wdzięczny uśmiech i ruszyłem do podanego celu. Zapukałem w drzwi, jednak nikt nie otworzył. Zapukałem jeszcze raz. I jeszcze.
- Hej. Wchodź- zaprosił mnie do ciemnego domu i pokierował do salonu.
- Masz brata? - wziąłem do ręki jedno ze zdjęć.
Stop. Kurde skąd ja go znam? !
- Mhm. Gerard.
- Gerard?!- wykrzyknąłem jak debil.
- No...
- I on tu jest?
- Tak, ale jeśli chodzi o jakikolwiek kontakt z nim to będzie ciężko. W ogóle lepiej sie do niego nie zbliżać.
GERARD W JEDNYM DOMU ZE MNĄ. Tak blisko. Przecież mówił, ze wyjeżdża...
- Mikey, weź idź mi kup piwo.- Jezu. To Gerard?
Ten perfekcyjny artysta zmienił sie w...niego?
Bledszy niz wcześniej, podkrążone oczy, nie ogarnięte włosy i ciemne powyciągane ciuchy.
I to na prawdę jest on?!
- Gerard? - wykrztusiłem z trudem. Chłopak odwrócił sie i nagle jego oczy przeszył błysk radości, jednak nie powiedział nic. Odwrócił się i opuścił pokój.
- Ty go znasz? - chłopak w okularach spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Tego nie.
- Co?
- Nie ważne. Mógłbym z nim pogadać? Że tez ja was nie skojarzyłem po nazwisku- myślałem na głos. No tak, głupi byłem. ..
- Em. . No możesz. Jego pokój to ten ostatni. Białe drzwi po prawej.
- Dzięki- posłałem chłopakowi wdzięczny uśmiech i ruszyłem do podanego celu. Zapukałem w drzwi, jednak nikt nie otworzył. Zapukałem jeszcze raz. I jeszcze.
No
przepraszam, denerwowanie ludzi to jedna z moich misji na tym świecie.
No i w końcu, w drzwiach stanął brunet z butelką wódki w ręku.
- Musimy pogadać.- stwierdziłem szybko.
- Nie ma o czym. - jeszcze nigdy nie słyszałem u niego tak oschłego tonu, choć po oczach widziałem, ze nie do końca wierzy w to co mówi.
- Kurwa, Gerard, jak nie ma o czym?! Okłamałeś mnie...
- Nigdy cie nie okłamałem.
- A z tym wyjazdem?
- Niedawno wróciłem. Frank, nie mamy o czym rozmawiać, wiec daj spokój. Nic między nami nie było. Zrozum to.
- Słucham?!
- Żegnaj Frankie- opowiedział tylko i szybko zamknął drzwi od swojego pokoju, natomiast ja, nie czekając dłużej wybiegłem z ich domu.
Nie rozumiem juz nic. A ta radość gdy mnie zobaczył? Czemu on do cholery to robi?!
Poszedłem dobrze znaną mi drogą... do domu.
Dlaczego właściwie ja uciekłem z domu?
To ze matka zwróciła mi uwagę za towarzystwo, to nie powód żeby wyprowadzić się na tyle czasu.
Pamiętam jak byłem mały i wracałem dokładnie tędy z przedszkola, trzymając za rękę moją mamę.
Oh, Franusiowi sie zebrało na cudną retrospekcje. Yay, jak słodko.
No i teraz poznamy reakcje mojej rodziny na moj powrót.
Poszedłem do drzwi i wyjąłem z plecaka klucz, jednak nie byl potrzebny. Drzwi otworzyły sie jak tylko dotknąłem klamki.
Wyszedłem po cichu i rozejrzałem sie po domu.
Przeszedłem do kuchni i pierwszym kogo zobaczyłem byl moj ojciec.
Płakał.... moj ojciec płacze?
- T...tato... co sie stało?
- Jezu, Frank! Gdzie ty byłes?! Przecież do cholery my nic złego nie powiedzielismy! A z resztą... chociaż dobrze, że wróciłes.
- Powiedz mi co sie stało.
- Twoja mama jest w szpitalu...
- Że co? Jak to?
No i w końcu, w drzwiach stanął brunet z butelką wódki w ręku.
- Musimy pogadać.- stwierdziłem szybko.
- Nie ma o czym. - jeszcze nigdy nie słyszałem u niego tak oschłego tonu, choć po oczach widziałem, ze nie do końca wierzy w to co mówi.
- Kurwa, Gerard, jak nie ma o czym?! Okłamałeś mnie...
- Nigdy cie nie okłamałem.
- A z tym wyjazdem?
- Niedawno wróciłem. Frank, nie mamy o czym rozmawiać, wiec daj spokój. Nic między nami nie było. Zrozum to.
- Słucham?!
- Żegnaj Frankie- opowiedział tylko i szybko zamknął drzwi od swojego pokoju, natomiast ja, nie czekając dłużej wybiegłem z ich domu.
Nie rozumiem juz nic. A ta radość gdy mnie zobaczył? Czemu on do cholery to robi?!
Poszedłem dobrze znaną mi drogą... do domu.
Dlaczego właściwie ja uciekłem z domu?
To ze matka zwróciła mi uwagę za towarzystwo, to nie powód żeby wyprowadzić się na tyle czasu.
Pamiętam jak byłem mały i wracałem dokładnie tędy z przedszkola, trzymając za rękę moją mamę.
Oh, Franusiowi sie zebrało na cudną retrospekcje. Yay, jak słodko.
No i teraz poznamy reakcje mojej rodziny na moj powrót.
Poszedłem do drzwi i wyjąłem z plecaka klucz, jednak nie byl potrzebny. Drzwi otworzyły sie jak tylko dotknąłem klamki.
Wyszedłem po cichu i rozejrzałem sie po domu.
Przeszedłem do kuchni i pierwszym kogo zobaczyłem byl moj ojciec.
Płakał.... moj ojciec płacze?
- T...tato... co sie stało?
- Jezu, Frank! Gdzie ty byłes?! Przecież do cholery my nic złego nie powiedzielismy! A z resztą... chociaż dobrze, że wróciłes.
- Powiedz mi co sie stało.
- Twoja mama jest w szpitalu...
- Że co? Jak to?
- Tak to.
Gdybyś nie uciekł z domu, to byś wiedział. Ja naprawdę nie rozumiem jak mogłeś
to zrobić…
-
Przepraszam- powiedziałem cicho, po czym szybko odszedłem w stronę mojego
pokoju, ścierając łzę z twarzy.
Nie mógłby
mi powiedzieć co się dzieje z matką?! Do cholery, przecież to moja matka!
- Ronnie,
przyjedź do mnie- powiedziałem do telefonu, gdy tylko chłopak odebrał.
- Co się sta…-
odłożyłem telefon na stolik i schowałem twarz w dłoniach. Po chwili usłyszałem
czyjś głos.
- U mamy
wykryto nowotwór płuc.
- Słucham?!
- Jadę dziś
do niej do szpitala. Pojedziesz ze mną?
- Jak dawno
postawili diagnozę?- zapytałem głosem umierającego człowieka.
- Tydzień po
tym jak się wyprowadziłeś. Gdzie ty właściwie byłeś?
- U kolegów…
- Aha…-
usłyszałem dzwonek do drzwi i natychmiast pobiegłem na dół, by wpuścić Ronniego,
jednak to nie on stał w drzwiach.
- O..
myślałem, że to Ronnie.- tak, teraz ja będę udawał bezdusznego skurwiela. Tak,
tak cierp!
- Ty… jesteś
z tym synem dyrektora?
- Hej,
Frankie- Ronnie podbiegł do mnie i pocałował moje usta.
- No to
teraz już wiesz- zwróciłem się do Gerarda
- O… cześć.-
mój chłopak spojrzał na bruneta z obrzydzeniem. Nie da się ukryć, że nie
wyglądał za ciekawie. I jeszcze to piwo w ręku… Jak można było się tak.. zepsuć?
I
powiedziałem to ja- ten co łaził po klubach dla gejów i uchlał się tak, że chciał
zaciągnąć do łóżka przypadkowego kolegę.
- Chciałeś,
żebym przyszedł.. Płakałeś?- chłopak objął mnie ramieniem i bezceremonialnie
zamknął przed Gerardem drzwi.- Co on tu robi? Myślałem, że wyjechał…
- Wrócił. I
nie wiem po co tu przyszedł. Nie obchodzi mnie to..- otarłem kolejną łzę z
policzka. Nie wiem czy zacząłem płakać przez Gerarda czy przez chorobę mojej
matki.
- Tato,
kiedy jedziesz do szpitala?- zawołałem do schodzącego po schodach mężczyzny.
- Niedługo.
Idź się przebierz…
- Mhm..
- Co się
stało?- zapytał Ronnie, kiedy już wreszcie znaleźliśmy się w moim pokoju. Nie
odpowiedziałem nic, tylko przytuliłem się do niego, po czym mocno pocałowałem.
I wtedy
dotarło do mnie, że wolałbym całować Gerarda. Ronnie był kochany i mi pomagał,
ale to Gerarda chcę na posadę mojego chłopaka.
odsunąłem się
od szatyna i podszedłem do szafy, żeby wybrać coś do ubrania.
- No co
jest?- chłopak objął mnie w pasie.
- U mojej
matki wykryli raka…. A mnie się kurwa wzięło na uciekanie z domu. I jeszcze
Gerard… Mówiłem ci… jak będę miał możliwość to do niego wrócę… Ronnie,
przepraszam- spojrzałem mu w oczy.
- Wiem
mówiłeś. Ale zastanów się czy warto. Pojechać z tobą do twego szpitala?
- Nie
trzeba- odpowiedziałem i wyjąłem pierwszą z brzegu czystą koszulkę.
- Frankie…
Ja się nie będę gniewał jak do niego wrócisz…. Tylko naprawdę pomyśl czy on na
to zasługuje.- pogłaskał mnie po twarzy i uśmiechnął się- zadzwoń później-
dodał i wyszedł z domu.
***
Przeszedłem jasnym korytarzem do wyznaczonego
pokoju.
Trochę
dziwiło mnie, że mama leży w szpitalu… przecież mogłaby być w domu i przyjeżdżać
tylko na chemię. Niestety, jak się okazało była w strasznym stanie. Blada
leżała w białej pościeli i spała. Nie było szans by z nią porozmawiać…
przeprosić…
Wyszedłem na
korytarz i usiadłem na krześle, zostawiając ojca samego w pokoju mamy.
Siedziałem
ze spuszczoną głową, kiedy poczułem zapach kawy i od razu podniosłem głowę.
Brunet
usiadł obok mnie i bez słowa podał mi kubek. Jego zawartość wypiłem
natychmiast, po czym spojrzałem na ściane.
- Skąd
wiedziałeś, że tu jestem?
- Mikey mi
powiedział. Gadał z jakimś twoim kolegą.- Pokiwałem tylko głową w zrozumieniu i
za chwilę podparłem ją ręką. Byłem zmęczony. Nie tym że nie spałem, bo
normalnie przesypiałem prawie całe noce. No może poza tymi kiedy Rick
stwierdzał, że ma w domu niedokończoną butelkę jakiegoś ciekawego alkoholu.
Byłem
zmęczony sytuacją. Zawsze wszystko było okej, zawsze wszystko miałem i nigdy
nie zdarzyło się by działo się coś złego…
- Frank…
przepraszam. Jestem żałosny, ja wiem. Ale domyślam się, że z Ronniem ci dobrze
więc…
- Nie chcę o
tym teraz rozmawiać- powiedziałem cicho.
- Chodź,
zawiozę cię do domu.
- Śmierdzisz
wódką na kilometr, więc daruj sobie.- Tak, chciałem znów z nim być, ale nie
takim nim.
- Jak
chcesz.- nie wstał. Siedział przy mnie i patrzył się w ścianę.
Oczy mi się same zamykały. Nie
wiem ile już tu byłem, ale Gerard nadal wiernie siedział koło mnie. Położyłem
głowę na jego ramieniu i zamknąłem powieki.
_______________________________________
No tak i psuję koncept z wpisami do pamiętniczka bo na razie mi na końcu nie pasują
Jest Gerard, Party szczęśliwa. Znaczy... jest dziwnie, trzeba przyznać, Gee się rozpił, matka Franka ma raka, a ja wielkiego nieogara, co będzie dalej. Niech Ronnie idzie i nie wraca, a Gerard ogarnie swoją zacną osobą, i będę szczęśliwa <3 Wybacz mało fajny komentarz, zasuwam oglądać DN xD
OdpowiedzUsuńboże x_x nie chcę już Franka z Gee, tylko Franka z Ronnie'm x_x serio <3
OdpowiedzUsuńale Gee się zepsuł przez ten czas. D:
i w ogóle.. ona, mama Frania, nie umrze, prawda? ;_;
// mistakes-of-the-past
Jestem bardzo zla,bardzo zla i zawiedziona. Frankie zle robi,nie dajac szansy pijakowi. Dobrze,ze zostawil tego Ronnie'go. nie lubilam chlopa. Ale no,zawiodlam sie na Gerardzie. Jak mogl? I Franio teraz chamski. Przykra sprswa z jego mama..rozumiem go :( Ale Gee musi walczyc o Franciszke xd <3 I dziekuje za dedykacje,KOCHANIE! JEDZIEMY DO NEW JERSEY :******
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIE. Chce juz 11 <3 Wiesz co to uzaleznienie :*
Ciesze się, ze Gerard came back ale... Nadal nie wiem dlaczego on wyjechał i to mnie martwi i ciekawi... podejrzewam, ze to coś poważnego było ;)
OdpowiedzUsuń