wtorek, 31 lipca 2012

Live and breath and die alone: ROZDZIAŁ DRUGI


Siedział w domu i czuł ze czegoś mu brakuje. Nawet wiedział czego. Tego uśmiechu, radości w oczach... Bardzo chciał go zobaczyć,  ale do 15 zostały jeszcze pełne trzy godziny. Kompletnie nie wiedział jak zagospodarować ten czas. O dziwo o nic dziś go nie proszono. Zwyczajnie się teraz Gerardowi nudziło.
- Gerardzie- usłyszał wołanie pani Lancaster z dołu i szybko pokonał schody prowadzące na parter domu. - pozmywaj naczynia- wydała mu rozkaz kobieta i wskazała na zlew pełen brudnych po obiedzie naczyń. Gerarda nawet nie poinformowała,  że jest obiad. Pewnie nawet nie przygotowała dla niego porcji.
Stanął przy zlewie i z obrzydzeniem zaczął myć talerze. Nienawidził zmywania, ale zawsze kazali właśnie jemu to robić. Uwierzcie mi,  że gdyby tylko nadarzyła się okazja, brunet opuściłby ten dom bez wahania.
Zmywania było dużo, a że zadanie wykonywał bardzo powolnie i od niechcenia, stracił na tym prawie pół godziny,  po czym zaczął układać po kolei w szafkach talerze, łyżki, wielce, kubki i wszystkie inne naczynia, które były juz czyste. Tak spędził w kuchni godzinę. Jeszcze dwie i spotka się z Frankiem.
Po wyczyszczeniu naczyń, znów poszedł na górę. Teraz zaczął zastanawiać się w jaki sposób wyjdzie z domu.... mógł się zapytać,  czy może,  jednak szanse, że mu pozwolą były znikome. Pozostawała jeszcze druga opcja- okno w łazience na parterze. Ten sposób na wyjście był zdecydowanie lepszy i gwarantował stuprocentową pewność,  ze akcja się powiedzie.
Kiedy zegar wskazywał 14:40, chłopak wyszedł ze swojego pokoju i udał się na parter. Tak jak przypuszczał, wyszedł bez problemu i po chwili szedł już w stronę jeziora, nad którym mieli się spotkać.
Stanął na polanie. Franka jeszcze nie było, wiec usiadł na trawie i cierpliwie czekał na kolegę.
Powinien tu być 15 minut temu...
Mijały kolejne sekundy,  minuty. .. w końcu godzina i nic. Nadal ani śladu Franka. Gerard posmutniał i zrezygnowany ruszył w stronę ulicy.  Miał nadzieje,  ze chociaż ten nowopoznany chłopak potraktuje go poważnie. Niestety się mylił. Widocznie nikt na tym świecie się już z nim nie liczył. Czuł się teraz taki niepotrzebny, zapomniany... niechciany.
Wszedł do parku i usiadł na jednej z huśtawek na placu zabaw. Znów chciał być małym dzieckiem, mieć całą rodzinę.
Oddałby wszystko, żeby choć na parę godzin cofnąć się w czasie. Jaka szkoda, ze tego w dzisiejszym świecie jeszcze nie umiemy.
Zaczęło robić się już ciemno, kiedy wstał z huśtawki i ruszył do domu. Znów miał zamiar wejść oknem, które miał nadzieję, jest nadal otwarte. Niestety widział z daleka, że w łazience świeci się światło. Nie wiedział co ma robić. Poczekać, czy wejść normalnie od frontu. Zdecydowanie bezpieczniejszym rozwiązaniem było poczekanie, ale szczerze powiedziawszy robiło się już dość zimno, a chłopak miał na sobie tylko zwykły t-shirt.
‘Może mnie nie zabiją’ pomyślał i szybkim krokiem ruszył do drzwi i pchnął je lekko.
- Możesz mi wyjaśnić, gdzie ty byłeś?!- zaczęła drzeć się na niego blondynka
- Ja…- miał powiedzieć, że uciekł? Nie byłoby to zbyt rozsądne. Zaraz by usłyszał jak bardzo oni się o niego troszczą, że przyjęli go pod własny dach a on ucieka.- Musiałem iść do biblioteki- skłamał. Umiał kłamać i to nawet bardzo dobrze, jednak pani Lancaster, już parę razy poznała się na jego wymówkach.
- To czemu nie widziałam jak wychodzisz? Znowu chciałeś uciec?- Prawda była taka,  że on zawsze chciał stąd uciec. Praktycznie bez przerwy obmyślał plan ucieczki, jednak tylko dwa wcielił w życie i tym razem to nie był jeden z nich.
- Powiedz natychmiast gdzie byłeś!- wykrzyknęła jeszcze raz jego opiekunka.
- Powiedziałem. W bibliotece.- chłopak nadal podtrzymywał wcześniejsze kłamstwo, chociaz  widział,  ze pani Lancaster mu nie wierzy. Miał szczerze dość tej kobiety. Traktowała go jak szmate, ale kiedy miała mu wytknąć jakieś niedociągnięcie, zawsze podkreślała jaka to ona jest wspaniałomyślna,  że w ogóle zapewniła Gerardowi dach nad głowa. Miał ochotę jej wygranąć. Wrzasnąć w twarz co o niej myśli. Niestety nie mógł. Nie miałby gdzie pójść,  gdyby wyrzucili go z domu, bo nie posiadał żadnych znajomych.
- W takim razie, marsz do pokoju. Jeszcze raz spróbujesz uciec,  a nie będę juz dla ciebie tak wyrozumiała- rozkazała kobieta tonem arystokratki i odkręciła sie na pięcie, ruszając do salonu.
Gerard usłyszał jeszcze jak blondynka mówi mężowi o bezczelności ich podopiecznego i udał się na poddasze.
Żałował, że nie spotkał sie z Frankiem.  Czuł,  ze mogliby znaleźć wspólny język i naprawdę miło spędzić czas, ale ten go olał. Zwyczajnie wystawił. W jednej chwili zrobiło mu się tak strasznie przykro- nie ma rodziców, nie ma przyjaciół, w domu traktują go jak śmiecia a chłopak,  który mógł zapewnić mu jakiekolwiek towarzystwo tez średnio się nim przejął.
Po policzku pociekła mu łza, jednak szybko otarł ją rękawem swojej bluzy. Chciał się znaleźć w zupełnie innym świecie.  W miejscu,  gdzie mógłby zacząć wszystko od nowa. Bardzo żałował, że nie może nic z tym zrobić. Położył sie na łóżku i wtulił twarz w poduszkę.
***
Znów stał na przystanku i czekał aż szkolny autobus zabierze go do miejsca tortur. Zawsze w tym momencie zastanawiał sie ile bandaży i plastrów dorobi się dzisiaj, jadnak tego ranka myślał tylko o Franku. Z jednej strony chciał go spotkać jeszcze raz,  ale z drugiej był na niego zły i chciał wreszcie wyrzucić myśli o szatnie z głowy.
- Ej, pedałku!- usłyszał czyjś glos kiedy wszedł do autobusu i po chwili dostał kulą z papieru w twarz. Niewzruszony ruszył dalej i zajął swoje miejsce. Wiedział z resztą,  że nie ma co sie przejmować kulką z papieru, bo to i tak był dopiero początek zabawy z drużyną footballową.
- To jak dziś oszpecimy buźkę naszemu ulubionemu pedałkowi?- zapytał z ironią postawny chłopak o tępym wyrazie twarzy, a jego towarzysz złapał Gerarda za tył koszulki.
- Zostawcie mnie- wyrwało się Way'owi. Jego napastnicy tylko zaśmiali się głośno i jeden z nich uderzył bruneta prosto w twarz, co spowodowało, że słaby chłopak upadł na podłogę i nikt, kompletnie nikt z przechodzących przez główny hall ludzi się nim nie zainteresował. Poprostu szli niewzruszeni, nawet nie odwracając wzroku w stronę bitego chłopaka,  a ten zdążył juz dostać parę mocnych kopnięć w brzuch i resztę swojego chudego ciała.
Dzwonek ogłosił koniec przerwy i choć dwóch silnych chłopaków zdążyło odejść juz na lekcje, Gerard nadal leżał na podłodze cały obolały od 'zabawy' z przedstawicielami drużyny sportowej tej szkoły.
W końcu powoli podniósł sie z podłogi i rozejrzał po korytarzu, a ponieważ lekcja zaczęła sie jakiś czas temu,  nie chciał wchodzić spóźniony i tłumaczyć się z ran i siniaków. Podniósł się do pozycji pionowej i lekko się chwiejąc wyszedł ze szkoły. Do domu nie mógł wrócić,  bo bał sie reakcji pani Lancaster.  Jedyną opcją było włócznie się po mieście aż do godziny wyjścia ze szkoły. Poprawił torbę na ramieniu i ocierając dłonią krew z twarzy, ruszył w stronę centrum. Mało kto chodził o tej porze po mieście,  ale jezeli juz ktos przeszedł koło bruneta,  obdarzał go zdziwionym spojrzeniem i szedł dalej nie zwracając uwagi na to, że minął świerzo pobitego nastolatka,  ktory ledwo szedł,  prawie uginając się z bólu.
- Przepraszam- zagadnął go jakiś staruszek- nie powinieneś być teraz przypadkiem w szkole? - zapytał lekko zaniepokojony
- Nie. - odburknął chłopak i chciał iść dalej.
- Chwileczkę, tak nie można. Gdzie są twoi rodzice i czemu nie jesteś teraz w szkole? - nie dawał za wygraną starszy mężczyzna.
- To raczej nie pana sprawa. Przepraszam,  ale musze iść- oznajmił chłopak, jadnak staruszek złapał go za rękaw i pociągnął w niewiadomą stronę.
- Panie władzo-.starzec zwrócił sie do jakiegoś policjanta,  który wlasnie szedł do radiowozu- ten chłopak włóczy sie po mieście,  choć powinien byc teraz w szkole- oznajmił mężczyzna,  a policjant spojrzal sie na Gerarda.
- Wsiadaj- wskazał palcem na samochód.
- Ale. ..- Gerard zająknął się i nie ruszył z miejsca.
- No chodź- pociągnął go za ramię i posadził na siedzeniu samochodu.
        Dojechali na komendę policji i Gerard został usadzony na krześle przed brzydkim metalowym biurkiem.
- Czemu nie jesteś w szkole? - a czy policjant nie powinien najpierw zająć się tym,  że chłopak ktory przed nim siedzi jest cały poobijany i ewidentnie nie jest to ze jego winy?
- Bo jestem tutaj. Nie mogę być w dwóch miejscach na raz- odpowiedział bezczelnie Way, za co został skarcony wrogim spojrzeniem szupłego mężczyzny.
- Dzwonie do twoich rodziców. Mów jak się nazywasz- rozkazał policjant.
- Gerard Way- powiedział niewyraźnie.  Wcale nie chciał by mężczyzna go usłyszał.  Co prawda nie miał rodziców i policjant nie mógł znaleźć jego opiekunów pod tym nazwiskiem, ale tu na pewno znajdą sposob i odgadną jak nazywają sie opiekunowie Gerarda,  a wtedy na pewno bedzie miał przechlapane. Nie zdziwi się nawet jak jeszcze raz zagrożą mu wypędzeniem z domu,  albo skażą go na ciężką pracę.
- Tato,  daj mu spokój- usłyszał glos i odwrócił sie w stronę człowieka,  który wypowiedział te słowa. Jakie wielkie było jego zdziwienie, gdy zobaczył w drzwiach Franka.- Nie widzisz jak on wygląda? Daj mi apteczkę- rozkazał szatyn i po chwili zostali sami w małym pokoju. - Przepraszam,  że nie przyszedłem wczoraj- powiedział ze skruchą Frank i usiadł na biurku. - Rodzice kazali mi jechać do babci a ja nawet nie miałem jak się z tobą skontaktować- tłumaczył sie dalej,  a Gerard gdy patrzył w jego miodowe oczy nie wiedział czy dalej sie gniewać, czy też opuścić.- a bardzo zależało mi...- przerwał kiedy do pokoju wrócił jego ojciec. - Co ci się stało?
- Nic takiego.  Nie ma sie czym przejmować. - odpowiedział szybko brunet, odrywając wzrok od oczu chłopaka.
Zdecydowanie szatyn spodobał sie Gerardowi. Nie mógł oderwać wzroku od jego smukłej sylwetki, ciemno brązowych włosów i tych pięknych miodowych oczu. Jaka szkoda,  że nic nie mógł z tym zrobić.  Nie powiedziałby mu tego,  nawet gdyby byli najlepszymi przyjaciółmi. Bał się, że Frank ma dziewczynę, że nie jest taki jak on,  choć po wyglądzie można było stwierdzić co innego, jednak Way nie należał do ludzi otwartych na innych i wolał cierpieć niż być przez kogoś wymiany za szczerość. Obawiał sie,  że szatyn kompletne się do niego zniechęci, kiedy dwie się o jego orientacji... a nie chciał zeby ich znajomość trwała tak krótko.
- No mów kto cię pobił- Frank spojrzał na lekko zakrwawioną twarz bruneta.
- To nie ważne i tak dostaję prawie codziennie, więc to i tak nic nie zmieni- skiwitował ze smutkiem i zatopił wzrok w czubkach własnych trampków.
- Jeżeli zdarza się to częściej, to tym bardziej musisz o tym powiedzieć. Kto to zrobił?- zapytał miodowooki dokładnie intonując kazdy wyraz.
- Takich dwóch z mojej szkoły- przełamał się Gerard,  ale nadal patrzył w podłogę.
- I rodzice nic z tym nie robią? - wtrącił się policjant i spojrzał zaniepokojony na chłopaka siedzącego przed nim.
- On jest wychowankiem Lancasterów- sprostował Frank i wymownie spojrzał na ojca, a ten tylko pokiwał głową.
- Mogę już iść?- spytał niepewnie brunet opuścił przeniósł wzrok na ściany pomieszczenia w którym się znajdowali.
- Odwieziemy cię do domu. Frank,  zaklej mu te rany na twarzy i zaprowadź do samochodu- szatyn skinął głową i szybko opatrzył rany kolegi.
Po niedługim czasie szli juz do samochodu,  w którym potem przejechali w milczeniu pół Belleville.
Policjant zaprowadzil Waya pod same drzwi i nacisnął dzwonek.
- Tak? - kobieta o blond włosach spojrzała na mężczyznę a potem na swojego podopiecznego i szybko zorientowała się co powinna teraz zrobić.
- O mój boże, Gerard!  Kochany,  co ci się stało?- udawała zatroskaną, jednak nie była zbyt dobrą aktorką co dało się wyczuć już od pierwszego zdania jej wypowiedzi,  ale jak widać policjant nie umiał rozróżnić dobrej lub złej gry aktorskiej i nie zauważył zwykłego pozerstwa pani Lancaster.
- Pewien pan przyprowadził go do mnie,  kiedy ten włóczył się po mieście... do tego te ślady bicia. Proszę coś z tym zrobić o jesli to się powtórzy, postaram się coś na to poradzić.
- Ależ oczywiście i bardzo przepraszam za problemy. Zaraz się nim zajmę. Mój.biedny chłopiec. - przytuliła Gerarda do siebie,  a ten zdziwiony całą sytuacją, stał w objęciach kobiety cały zesztywniały.
Gdy mężczyzna pożegnawszy się, odszedł do samochodu, blondynka wprowadziła chłopaka do domu odbywały zamknęła za nimi drzwi.
- Zrób coś ze sobą- powiedziała z obrzydzeniem, odpychając od siebie bruneta- do czego to podobne,  że tu sie obronić nie umiesz.  Nigdy nie widziałam większego nieudacznika niż ty. Za karę, ze musiałam się przez ciebie najeść wstydu, wysprzątasz dziś cały dom.  I jeszcze raz spróbuj iść na wagary, a pożałujesz- zagroziła.  I na tym skończyła się sztuczna dobroć pani Lancaster.  W tym momencie Gerard miał ochotę po prostu dać jej w twarz.  Chciał żeby cierpiała. Żeby czuła się tak jak on,  a nawet parę razy gorzej.
Hamując swoją złość, powoli poszedł do swojego pokoju i gdy już pokonał wszystkie schody prowadzące na poddasze, padł na łóżko i wtulił twarz w poduszkę. Ile on by dał, żeby stąd uciec i już nigdy nie wrócić.
- Gerardzie!- usłyszał wołanie pana Lancaster. Zawsze jak ten mu rozkazywał, Gerard zastanawiał się czy on rzeczywiście ma takie poglądy na świat jak jego żona, czy tylko przed nią udaje, żeby jej przypadkiem nie podpaść. Opiekun bruneta nigdy nie mieszał się w kłótnie swojej żony i swojego podopiecznego. Zawsze zachowywał dystans, jednak kiedy żona szukała wsparcia, ten zawsze jej przytakiwał, nie patrząc czy ma rację, czy też kompletnie się myli.
Gerard nie chciał tam iść i znów wysłuchiwać co ma dalej robić, lub co zrobił źle. Wolał tu leżeć i nie zwracać uwagi na wołającego go mężczyznę.- Gerardzie!- do jego uszu przebiło się kolejne wołanie, aż w końcu usłyszał kroki.- Gerard?- głos dochodził idealnie spod jego drzwi, jednak chłopaka nadal się nie ruszył.
- Otwórz natychmiast!- pisk pani Lancaster prześwidrował jego uszy, więc w końcu wstał i łaskawie otworzył drzwi, nadal nie pozwalając opiekunom wejść do jego pokoju. Oni nigdy tam nie wchodzili, nie wiedzieli jak wygląda jego pokój i co się w nim znajduje. Na pewno, gdyby zobaczyli wszystkie plakaty zespołów, których słucha chłopak, a które zasłaniały każdy centymetr kwadratowy jego pokoju, zaczęliby wyzywać go co najmniej od satanistów albo i gorzej. Wiele razy słyszał o sobie, że jest satanistą, wampirem, a najczęściej określali go mianem pedała, ale o tych częściach życia Gerarda państwo Lancaster nie mieli pojęcia, a chłopak jakoś średnio miał ochotę ich uświadamiać.
Wyszedł więc z pokoju i oparł się plecami o drzwi.
- Słucham- powiedział oschle i spojrzał na ‘gości’.
- Ile razy można do ciebie mówić?! Czy ty głuchy jesteś?!- zaczęła wykrzykiwać blondynka, a jej mąż objął ją ramieniem i uciszył trochę.
- Wychodzimy- oznajmił mężczyzna- masz robić to co zawsze…
- I nie próbuj uciekać!- wtrąciła się kobieta.
- Tak, to też. Nikogo tu nie przyprowadzasz, nigdzie nie wychodzisz. Sprzątasz, kładziesz Thomasa, a że jutro wtorek, to nie później niż o wpół do dziesiątej… I sam też masz iść wcześniej spać.
 ***
Dom był posprzątany, Thomas już spał, a Gerard siedział w kuchni i jadł zimne mleko z płatkami i gapiąc się w ścianę, myślał jak znaleźć lepsze miejsce do życia, kiedy nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Wiedział, że Lancasterowie trzymają w swojej sypialni jego pamiątki rodzinne- listy, zdjęcia i takie tam, jednak nigdy nie było mu dane tego zobaczyć i właśnie teraz nadarzyła się świetna okazja.
Umył po sobie brudne naczynie i bardzo cicho otworzył drewniane drzwi sypialni, po czym skierował się do biurka i otworzył jedną z szafek- nic. Otworzył następną- dokumenty, następną, następną i… następną, aż w końcu spojrzał na małą szafkę przy łóżku, jednak gdy pociągnął za drzwiczki, zobaczył, że są zamknięte. Rozejrzał się po pokoju i ku jego szczęściu zobaczył kluczyk leżący na półce tuż nad biurkiem.
Po paru minutach siedział na podłodze i przeglądał swoje rodzinne zdjęcia- z pikników, uroczystości rodzinnych i te takie ze zwykłych dni. Pamiętał, że rodzice kochali fotografować wszystko. Każdą, nawet najdrobniejszą rzecz uwieczniali na fotografiach, a potem wklejali je do albumów. To samo robili z różnymi listami, biletami z teatru czy kina…
Przekładał po kolei strony i uważnie przyglądał się twarzom osób- mama, tata… no i naturalnie brat- Mikey. Nie wiedział co się z nim stało. Nigdy nie byli zbyt bliscy sobie. Bardzo często się kłócili, bili i wyzywali, jednak Gerard oddałby teraz wszystko, żeby znów się z nim zobaczyć…
Ah, no i na zdjęciach była też babcia, którą średnio pamiętał.. Rodzice zginęli gdy Gerard miał sześć czy siedem lat, ale i tak sporo pamiętał ze swojego poprzedniego życia. Chciał pamiętać i w złych chwilach przypominać sobie jak wspaniałych miał rodziców i że chociaż cześć, nie wielka, bo nie wielka, ale chociaż część jego dzieciństwa była udana.
Zastanawiał się gdzie może mieszkać teraz babcia i co dzieje się z jego bratem.
Kiedy skończył oglądać  albumy doszedł do nie rozpakowanych listów i na jednym z nich zobaczył imię, nazwisko i adres babci… To mogło być jego kluczem do lepszego życia…
Usłyszał otwieranie drzwi i skrzypnięcie podłogi i natychmiast poderwał się, chowając szybko wszystko do szafki.. tylko list włożył do tylnej kieszeni spodni i gdy drzwi od sypialni otworzyły się, chłopak udawał, że układa książki na jednej z półek.
- Co ty tu robisz?!-zapytała przerażona pani Lancaster.
- Miałem posprzątać…
- Ale powinieneś już być u siebie w łóżku! Wynoś się z tego pokoju i nigdy więcej tu nie wchodź!- wykrzyczała- Carl, musimy zamontować tu zamek!- zwróciła się do męża- Nie pozwolę, żeby on grzebał mi w pokoju!- prawie trzęsła się z nerwów.- Wynocha! Już do siebie- pchnęła chłopaka do drzwi, a ten nie oglądając się więcej za siebie poszedł w stronę schodów.

5 komentarzy:

  1. Bardzo dobre...Więcej proszę. :D
    /Elena

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm...podoba mi się te opowiadanie, ale zauważyłam błąd. Pewnie się mylę, noale, nie daje mi to spokoju. Skoro w poprzednim rozdziale, Thomas mógł siedzieć dłużej, bo był piatek, a tym rozdziale Gerard poszedł do szkoły, a w wypowiedzi jego 'ojca' było: 'Tak, to też. Nikogo tu nie przyprowadzasz, nigdzie nie wychodzisz. Sprzątasz, kładziesz Thomasa, a że JUTRO PONIEDZIAŁEK, to nie później niż o wpół do dziesiątej… I sam też masz iść wcześniej spać.'

    Nie wiem, jaki to ma sens, ale coś w środku kazało mi to powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Argh, bo tam można się nie połapać, troszkę zbyt zawile widocznie opisałam. To nie jest potem dzień po dniu. Może to jest zbyt pokręcone. Dziękuję, że zwróciłaś uwagę i postaram się poprawić jak tu gdzieś coś nie tak. + bardzo się cieszę, że się podoba i jeszcze raz dziękuję ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapowiada sie ciekawie i mi tam wszystko pasuje ;D czekam na wiecej ^^
    CG

    OdpowiedzUsuń
  5. kocham to. To opowiadanie ma magię, jak kopciuszek. Jest magiczne, o raju, pisz to dalej! Jest bosko! Pięknie i cudnie!

    OdpowiedzUsuń