poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Could you make me kiss you: ROZDZIAŁ TRZYNASTY


Trzynasteczka miała być trochę dłuższa, ale no cóż... Endżoj Moi Drodzy :>
Jakoś tak wróciłam do schematu z pamiętniczkiem, ale ja widać aktualnie tylko na końcu.
______________________________________________


Wstałem z łóżka i oczywiście pierwsze co zrobiłem to wykonanie czynności wchodzących w skład tak zwanej porannej toalety.
Była 7:00, do lekcji została pełna godzina.
Eh,  no jeszcze trochę i święta.
Po zrobieniu wszystkiego w łazience,  zszedłem do kuchni.
Przeszedłem koło salonu i wtedy cos mnie zatrzymało. Cofnąłem się kilka kroków i spojrzałem na kanapę.
Jaka szkoda,  że tylko w czasie snu są tacy zgodni.
A sytuacja wyglądała następująco: na kanapie leżał Gerard, a prawie na nim Ronnie i smacznie sobie spali.
Jak to się stało?  Nie wiem, może polegli w walce?  Ta opcja jest bardzo prawdopodobna.
No dobrze, a teraz wymyślmy nikczemny sposób, by ich obudzić…
- Gerard- dotknąłem chłopaka, a ten natychmiast poderwał się z kanapy, tym samym zrzucając z siebie Ronniego.
- O FUUUU! JA NA NIM SPAŁEM?!- wrzasnął szatyn i zaczął się otrzepywać.
- Zaczęło się- mruknąłem i odszedłem do kuchni.
- Co się dzieje?- Gerard objął mnie w pasie i wykręcił twarzą w swoją stronę.
- Pomyśl i sam odpowiedz sobie na to pytanie- wyplątałem się z jego objęć, a ten spuścił ręce w rezygnacji.
- Co mu jest?- Usłyszałem jak Ronnie pyta się bruneta. Nie usłyszałem odpowiedzi. Dopóki się nie pogodzą, nie mam zamiaru z żadnym gadać. Tak, Franio robi focha. I żeby było jasne, w tej kwestii nawet łapówka wypłacona w żelkach nic nie da.
- Cześć Fra…- tata stanął w salonie patrząc na dwóch zdezorientowanych chłopaków.
- O, cześć tato- wychyliłem się z kuchni, po czym wróciłem do nalewania mleka do miski. Następnie wsypałem płatki, wziąłem łyżkę i usiadłem przy stole.
- Nam nie dasz śniadania?- Ronnie spojrzał na miskę stojącą przede mną.
- Nie. – to się nazywa sztuka odmawiania.
Tak więc, bez śniadania usiedli przy jednym stole. Nie za blisko?
I tak siedzieli w ciszy… yay, oni w ciszy? Aż w końcu, Gerard wstał i obwieścił:
- Pójdę już. Nie będę ci przecież siedział cały dzień na głowie.- uśmiechnął się do mnie.
- Pa- rzuciłem, nadal przeżuwając śniadanie. Brunet popatrzył na mnie z lekkim smutkiem i wyszedł.
- Co się dzieje?- Frank milczy.- Frank- nadal milczy- No odpowiesz wreszcie?- pokręciłem głową.- To nie…- dokończyłem płatki i wstałem od stołu.
- Idziesz do szkoły?- zapytałem bruneta.
- Nie wziąłem nic z domu.
- To idź, weź i spotkamy- oby nie- się w szkole.
- Frank, do cholery, zaczekaj- podbiegł do mnie, kiedy już byłem na zewnątrz. Wyjąłem papierosa, czekając co powie- Możesz przestać się tak zachowywać?
- I kto to mówi? –zironizowałem.
- No dobra, jak przestanę pokazywać, że nie lubie tego tam… Gerarda, to będzie okej?
- Jezu, tu nie chodzi o to czy pokazujesz czy go nie lubisz, tylko o to, że nie mam nastroju, żeby bawić się w wybieranie idealnego partnera. Gerardowi chcę pomóc. A jeśli tobie na mnie zależy, to łaskawie przestań mi w tym przeszkadzać. Mówiłem ci jak będzie wyglądać nasz związek i miałem rację, więc proszę, daj już z tym spokój. Jesteś moim kumplem. Najlepszym…ale nic więcej.- Teraz Franuś ma humor na wygarnianie całemu światu.
Szatyn pokiwał tylko głową, wyminął mnie i odszedł.
- Frank- usłyszałem głos taty i odwróciłem się w stronę domu- Pojedziesz po szkole do mamy?
- A właśnie jak z nią?
- Dużo lepiej. Obudziła się. Jak tak dalej pójdzie, niedługo będzie mogła wrócić do domu.- No i nareszcie dobra wiadomość.
- Pewnie, że pojadę.- przytaknąłem i ruszyłem do szkoły. Zdecydowanie w lepszym nastroju niż pięć minut temu.
 ***
Nie widziałem Ronniego, aż do rozpoczęcia lekcji. Miał ze mną fizykę, więc trudno, żebyśmy się nie spotkali.
- Oh, pan Iero, nareszcie zaszczycił nas swoją obecnością.- Panie dyrektorze, jaki pan spostrzegawczy.- Czekam na wytłumaczenie- syknął.
- A że czego?
- Twojej nieobecności.
- O tym proszę mówić z moim adwokatem- odpowiedziałem grzecznie i usiadłem w ławce.
- Jesteś bezczelny. Zostaniesz po lekcjach.
- No raczej nie.- zaprzeczyłem.
- Wydaje mi się, że jednak tak.
- Najmocniej przepraszam, ale nie zaszczycę pana swoją obecnością- odpowiedziałem z przekąsem i zacząłem wyciągać książki z torby. Poczułem, że ktoś stoi nade mną. Nie musiałem podnosić głowy, żeby wiedzieć, że to ojciec Ronniego do mnie podszedł.
- Proszę do gabinetu- powiedział sucho. Yay, jak ja kocham rozmowy w cztery oczy z naszym dyrektorem. Ja w ogóle kocham tego człowieka.
Podniosłem głowę, po czym bez słowa ruszyłem w stronę wyjścia.
- Zaraz ktoś do was przyjdzie- rzucił dyrektor na odchodnym do klasy i zamknął drzwi.
Szedłem krok w krok z dwa no może trzy razy wyższym ode mnie facetem w stronę szatańskiego miejsca o potocznej nazwie ‘Gabinet Dyrektora’ (tu wstawić muzykę rodem z Draculi).
- Siadaj- facet wskazał na nieduże krzesło naprzeciw biurka.- Powiedz mi proszę jedną rzecz i cie stąd wypuszczę.- Uhu, robi się groźnie
- A jesli nie powiem,  to co pan zrobi?
- Zawieszę cię.
- Już mi pan tym kiedyś groził- zaśmiałem sie. - No ale słucham, co chce pan wiedzieć?
- Czy mój syn jest taki. ..taki jak ty.
- To może niech go sie pan sam zapyta, co?  Poza tym, czemu zwrwca się pan z tym do mnie?
- Powiesz mi czy nie?- zapytał surowo. Nie no, ja kiedyś zajebie tego człowieka. Jak on śmie się pytać o to? Świat jest pełen debili, ale czlowiek tu stojący,  jest idealnym przykładem nieustającej głupoty.
-Nie- odpowiedziałem i wyciągnąłem sie na krześle. Oj,  tak to jeszcze trochę potrwa i ja dobrze i tym wiem.
- Poniesiesz więc, konsekwencje swojej decyzji. - tak proszę pana,  ten urzędowy ton,  oczywiście sprawia,  ze wcale nie chce mi się z pana śmiać.  Jak zawsze,  traktuje pana bardzo poważnie.
- Zawiesi mnie pan, bo nie udzieliłem informacji o pana synu?- znów wydałem z siebie bezczelny chichot.  Kochałem sie z nim drażnić. Śmieszne wtedy wyglądał....
Dyrektor chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz skutecznie uniemożliwił mu to dzwoniący telefon.
- Dzień dobry. .. mhm. .. oczywiście.
- Nie wiem jak ty to robisz, ale zawsze coś cie musi wybronić. Dzwonił twój ojciec i prosił żeby cie zwolnić z lekcji,  bo masz jechać do szpitala, czy jakos tak- natychmiast poderwalem sie z krzesła i wyszedłem z gabinetu.
***
- Pana żona moze spokojnie wracać do domu.  Nic nie wskazuje na to,  by jej stan miał się pogorszyć- siedziałem na krześle,  tuż przy ojcu rozmawiającym z lekarzem.
Po chwili z sali wyszła moja mama.
- Mamo! - zwołałem z radością i szybko podszedłem do kobiety.
- Franek. Kochany- mama przytuliła mnie mocno do siebie i pogłaskała po głowie.
- Przepraszam- wyszeptałem.
- A o tym porozmawiamy kiedy indziej.- No tak,  czyli szykuje sie wykład na temat 'my nic nie zrobiliśmy,  a ty jesteś wyrodnym synem' Fajnie. Nie ma co.
- No chodźcie już- pospieszył nas tata. W sumie to mu sie nie dziwię, że chciał juz stąd wyjść. Spędzał tu praktycznie każdą noc...
Ruszyliśmy więc w stronę samochodu, i paru minutach jechaliśmy już do domu.
- No ale teraz mów, co robiłeś przez ten miesiąc- mama spojrzała na mnie i lekko opadła na kanapę- nareszcie w domu- westchniła i dalej czekała na jakąś reakcję na jej pytanie.
- Ymmm.... No w sumie,  to nic- ah, dziś,  wybawiają mnie różne dzwonki.  Tym razem zrobił to dzwonek do drzwi.  Podbiegłem szybko i otworzyłem drzwi.
- Rick! Hej. - objąłem chłopaka w przyjacielskim uścisku. Tak,  na serio go lubilem. Choć rożniliśmy się bardzo.
- Martwiłem się, ze nie dzwonisz.- spojrzał na mnie ciepło- coś sie działo?
- To może wejdziesz? - blondyn szybko znalazł sie we wnętrzu mojego zacnego domku i szczerząc swoje idealne zęby w firmowyn uśmiechu,  przywitał się z moimi rodzicami.
- Jak się pani czuje? - zwrócił sie tylko do mojej matki, a ta zdziwiona przyjrzała sie Rickowi.
- Dobrze,  dziękuję- dla sprostowania,  blondyn dobrze wiedział o chorobie mojej matki. Nie wiem skąd ale wiedział i jak widać właśnie chciał sobie zaskarbic sympatię ludzi którzy sprawili, iż istnieję w tym pięknym kolorowym świecie.
- No chodź już- ponagliłem chłopaka, a ten podszedł do mnie,  po czym ruszył na górę do mojego pokoju.
- Przeszedłem wlaściwie żeby prosić cie o pewna rzecz- odezwał sie poważnie.
- No słucham.
- Możesz sie wreszcie zdecydować? - najmocniej przepraszam pana w zielonych spodniach, ale w pełni szczerze przyznaję, że nie rozumiem co sie dzieje. - Czy wolisz Ronniego czy Gerarda. - sprostował wzdychając ze znudzenia.
- A co ci za różnica?
- A to mi za różnica, że to ja będę musiał pocieszać zapłakanego Ronniego. Chociaż nie zrywaj z nim kontaktów,  bo sie chłopak powiesi z rozpaczy- jego błagalny ton wskazywał,  że naprawdę zależy mu,  by Ronnie nie utonął we własnych łzach.
- Nie mam zamiaru zrywać z nim kontaktu.- powiedziałem spokojnie. Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się teraz nad tym co się dzieje z Ronniem. Ten to sobie poradzi. Mój mózg był męczony przez myśli o Gerardzie, a właściwie jego braku. Cały dzień się nie odezwał. No dobra, pół dnia, ale to i tak dużo.
- Frankie… Możesz tu przyjść? Gerard do ciebie- usłyszałem głos matki.
Jeśli Gee kiedyś przyzna mi się, że jest ninją wcale mnie to nie zdziwi.
- Zaraz wrócę- rzuciłem do Ricka i poszedłem przywitać mojego gościa.- Cześć- no sorry, nie mogłem, rzuciłem się na szyję chłopaka. No bo po cholerę mam się na niego złościć?
Wszystko było by okej, gdyby nie fakt, że człowiek którego kocham śmierdzi wódką  na kilometr.- piłeś- stwierdziłem sucho i odsunąłem się od Gerarda.
Ten nie zaprzeczył. Nie miał po co i tak było wiadomo co i jak.
- Przepraszam- wykrztusił tylko, a ja pociągnąłem go na górę.
- Hej- Rick z uśmiechnął się serdecznie do bruneta, który pomachał mu ręką.
Blondyn nawet nie drgnął żeby sobie pójść. Siedział i patrzył ze smutkiem na lekko pijanego Gerarda.
Po parunastu minutach siedzenia w ciszy, Rick powoli podniósł się z miejsca.
- Pójdę już- stwierdził i ja zwykle na pożegnanie bądź też powitanie pocałował mnie w policzek, mocno mnie przytulając. Jakie to śmieszne, że widząc to, Gee westchnął głośno, przez co chłopak odkleił się natychmiast ode mnie i z przepraszającym uśmiechem wyszedł.
- Następnym razem jak przyjdziesz pijany, to zostawię cię za drzwiami- skwitowałem patrząc na Gee z wyrzutem, choć wszyscy wiemy, ze i tak go di siebie przyjmę i długo gniewać też się nie będę.
- Przepraszam.
- Już to mówiłeś, ale to nadal nic nie wnosi.- Tak, teraz, skoro nie muszę się już martwić o stan zdrowia mojej matki, mogę pogniewać się trochę na Gerarda i sprawić, że za każdym razem jak będzie chciał się napić, będą go męczyły wyrzuty sumienia. Sposób trochę brutalny, ale moim zdaniem inaczej nie można.
- Przestanę pić, ale to nie jest takie proste…- stwierdził smutno.
- Przecież wiem… A może gdybyś znów wrócił na praktyki do szkoły…
- Frankie.. wywalili mnie ze studiów… raczej nie ma opcji, żeby nagle zechcieli znów przyjąć…
- CO?- ja pierdole.. czemu mam wrażenie, że jeszcze nie wiem o bardzo wielu rzeczach związanych z tym człowiekiem…- Gee… Możesz mi jeszcze wyjaśnić jedną rzecz.
- Pewnie, co tylko chcesz.
- Ronnie naprawdę nie miał nic wspólnego z twoim wyjazdem?
- A kto ci powiedział, że nie miał? Przecież to wszystko jego wina. W końcu ci nie mówił? Poszedł do swojego ojca i wszystko mu powiedział. Idealnie wszystko, to że przez tydzień u ciebie mieszkałem, że przeze mnie nie chodziłeś do szkoły i jeszcze stwierdził, że wystawa też była ustawiona.. W jakimś sensie była ale to nie jego sprawa…. No, a że dyrektor nie chciał mieć geja w swojej kadrze, to mnie wywalił. Potem wyjechałem do Nowego Yorku i próbowałem kontynuować studia.. ale wiesz jak to jest jak koszmarnie za kimś tęsknisz- wypuścił głośno powietrze. Po raz pierwszy tyle mi o sobie powiedział..-  i po części przez to zacząłem pić…- zamilkł. A ja co miałem zrobić? Siedziałem jak debil, wgapiony w twarz bruneta.
A tak w ogóle, zajebię Ronniego przy najbliższej okazji.
- Czemu nie powiedziałeś mi czemu wyjeżdżasz od razu?
- Bo wiedziałem, że Ronnie może ci w pewnym sensie pomóc. Tak to byś się na niego ciągle gniewał i tylko nerwy sobie niszczył…- odpowiedział na zadane pytanie i przytulił mnie mocno.
- A czemu wróciłeś?
- Po pierwsze wywalili mnie ze studiów, bo piłem i praktycznie nie chodziłem na zajęcia, po drugie… w pewnym sensie dla ciebie.
- To czemu zachowywałeś się jakbyś nie chciał mnie znać.
- Ojej, Frank, ty jak męczysz człowieka to do końca, prawda?- uśmiechnął się i pocałował mnie namiętnie w usta.
Okej w takim układzie nie potrzebuję żadnych odpowiedzi.
I chociaż naprawdę było czuć od niego alkohol i to ostro, to i tak, jego bliskość przyprawiała mnie o nieopisaną radość.
Chłopak powoli zwiększył odstęp między nami, jednak ja  z powrotem przyciągnąłem go do siebie, całując jeszcze mocniej mojego księcia.
- Chcecie obia…- machnąłem tylko ręką na mamę i miałem nadzieję, że łaskawie wyjdzie stąd, a ten incydent nauczy ją, że do pokoju Franusia nie wchodzi się bez pukania.
- Frankie- brunet odsunął mnie od siebie.- muszę iść.
- Nie.- pokręciłem głową i usiadłem na łóżku.
- Tak, muszę bo obiecałem Mikey’emu , że wrócę dziś na obiad. Mama przyjeżdża więc sam rozumiesz…- uśmiechnął się głupio, a ja nadal siedziałem, udając obrażonego.- Frankie, proszę no- pocałował mnie w szyję, co wywołało u mnie dreszcz przyjemności.
Gerard wstał i posyłając mi jeszcze przepraszające spojrzenie wyszedł z pokoju. Po chwili i ja poszedłem za nim i odprowadziłem go do drzwi.
- Przyjdź jutro do mnie, proszę- wyszczerzyłem zęby w debilnym uśmiechu, chłopak pokiwał głową i pocałował mnie w policzek.
- Papa-pożegnał się i wyszedł.
- Ja już w końcu nie wiem z kim ty jesteś… Doczekamy się wyjaśnień?- tata popatrzył na mnie lekko zdezorientowany, kiedy pojawiłem się w kuchni. Nagle mu się zebrało na debatowanie o moim życiu? Phi, i on pewnie myśli, że się czegoś dowie? Naiwniaczek z  tego mojego ojca, nie powiem.
- Nie.
- Nawet jak damy ci żelki?- Oh, czyżby tatuś odkrył mój słaby punkt? No nie.
- Zależy…- zastanowiłem się. W sumie to co mi szkodzi. Zażądam potem półkilogramowej paczki żelków i będę sobie siedział i jadł, a co.- No dobra, ale masz dotrzymać słowa z żelkami.
- Mhm- przytaknęli razem mama z tatą.
- Z Gerardem- no i za te dwa słowa dostanę żelki! – To czekam na wielką paczkę żelków.- skwitowałem i usiadłem do stołu, by skonsumować posiłek zwany obiadem w rodzinnym gronie.
- A co z tym drugim?- zapytała mama.
- I trzecim?- dodał człowiek, który niedługo nie będzie miał swej ojcowskiej głowy, tam gdzie powinien.
- Jakim trzecim?!
- No tym co przyszedł pierwszy, ten blondyn.
- Rick? A, on to kolega.
- No tak… Ja chyba już nie mam zamiaru wnikać w twoje związki i relacje międzyludzkie.- Nareszcie! Uwaga, uwaga! Pani obok należą się brawa!
Zjadłem obiad, po czym wziąłem do ręki paczkę papierosów i wyszedłem na dwór. Naturalnie usłyszałem kilka teorii na temat ‘papierosy cię zabiją’, ale no cóż… na coś trzeba umrzeć.
Stanąłem przed drzwiami i odpaliłem jednego. I dokładnie wtedy przypomniałem sobie o pewnej rzeczy, o której w sumie na długo zapomniałem.
Wystarczająco ‘dotleniłem’ mój organizm i szybko poszedłem do pokoju. Usiadłem na łóżku i wyjąłem z szuflady nieduży, zielony zeszyt.



Stęskniłeś się za mną, prawda? No pewnie, że tak. Kto by się nie stęsknił.
Chyba wypadałoby Cię przeprosić… czyż nie mam racji?
No więc przepraszam. Nie złość się już na mnie, że nie pisałem. Wszystko się popieprzyło to nie miałem jak. Teraz już jest w miarę okej, więc witaj. Ciesz się, znów jesteś potrzebny!
No to może przedstawię Ci mój plan na dalsze życie?
No już, nie musisz błagać. Znaj mą dobroć.
To najpierw tytuł…


PLANY NA DALSZE ŻYCIE:


~ Wyciągnąć Gerarda z tego beznadziejnego dołka i magicznymi siłami sprawić, by przestał pić.
~ Zjeść gigantyczną paczkę żelków, które dostanę.
~ Opieprzyć Ronniego, za to że przez niego Gee wyjechał.
No to możemy jeszcze dopisać tu: zjeść budyń ewentualnie kisiel.
Nie no sorry, zaczynam mniej jeść.
Wiesz co Ci powiem? 
Całkiem miło się z Tobą gada. Zapomniałem już nawet, że tak jest. 
No nic. Do widzenia. Kto wie może i jutro zaszczycę Cię moją obecnością..


_______________________________________________________
Eiiijj, a wiecie co? Zaczęłam pisać nowe opowiadanie, ale raczej wątpię żeby ujrzało światło dzienne, bo jest denne.

4 komentarze:

  1. To jest bossskie ;0 Zabić Ronniego ;D Jak coś to publikuj je ;p Jestem otwarta na różne nowości ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. oh, lubie twoje ff, bo tak odstresowuje c: piszpisz! http://as-snow-falls-on-desert-sky.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się, ale nie myślałam, że mój kochany Ronnie może być tak podle.. podły. |D nie no, na stos z nim teraz i niech Gee przestanie chlać. o :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Okej.... Troche kytyki. BEZNADZIEJNE! CZEMU?! BO ZBYT GANIELNIE PISZESZ I CHCESZ JUZ KONCZYC! NIE NAWIDZE CIE! Tak wspanialy rozdzial, a Ty ro bisz? Poddajesz sie. Kochanie. Wiesz,ze jestes calym mym swiatem,ale jak bedzie The end... Nie dam Ci zelkow. Never!

    OdpowiedzUsuń