środa, 4 kwietnia 2012

Could you make me kiss you: ROZDZIAŁ JEDENASTY

Trudno mi określić czy to coś poniżej ma jakąkolwiek wartość literacką. Choć chwila, nie trudno, bo po prostu nie ma. Ale czytać i komentować... Szczerze to ja nawet nie pamiętam co tam napisałam. Muszę zacząć pisać w dzień, a nie po nocach, bo to sensu nie ma.

No i teraz uwaga! Reklama! http://i-miss-you-so-far-motherfcker.blogspot.com/ <<Czytać to bo ja to kocham :3

Endżoj.
_________________________________________________

Obudziłem się z głową na kolanach
bruneta. Wszystko mnie bolało i nawet nie umiałem określić gdzie sie aktualnie znajduję.
- Gdzie ja jestem? - lekko podniosłem się i rozejrzałem dookoła.
Czemu byłem w domu Way'ów i jak ja sie tu do cholery znalazłem?
- U nas w domu. Chcesz coś jeść? Ah i Ronnie do ciebie dzwonił...- Gerard skrzywił sie na myśl o szatnie.
- Aha... jeść nie specjalnie ale szerze mówiąc mam ochotę na prysznic.- stwierdziłem prostując kości.
- Nie ma problemu. Chodź, tam jest łazienka. Zaraz przyniosę ci jakiś ręcznik i cos do ubrania.
- Dzięki- odpowiedziałem niepewnie i ruszyłem w stronę łazienki.
Kiedy dostałem już obiecane rzeczy, odkręciłem wodę i stanąłem pod prysznicem,  pozwalając wodzie zalać całe moje obolałe ciało.
Wyszedłem z łazienki i podszedłem do kuchni,  gdzie stał brunet z puszką piwa i papierosem w ustach.
Jezu, jak on strasznie wyglądał. Nie pasował mi nawet do jednej puszki piwa, a co dopiero do picia alkoholu nałogowo. Miałem ochotę podejść do niego i zabrać mu napój i całość wylać do zlewu.
Właściwie czemu miałbym tego nie zrobić?
- Gerard, możesz mi powiedzieć co sie ze tobą dzieje i czemu wyjechałeś? - Lepiej grzecznie zapytać, to zbieranie piwa zostawmy sobie na później.
- To nie jest zbyt ciekawa historia. Nie myślę, żeby cie to jakoś bardzo interesowało.- skiwitował i pociągnął trochę z puszki.
- To po co wczoraj przyszedłeś do mnie do domu?  Czemu przyjechałeś do szpitala? Czemu zabrałeś mnie do siebie?
- Zależy mi na tobie.- tak,  te słowa wylały na moje serce fale bólu. Przecież gdyby on mnie nie zostawił nie byłbym teraz z Ronniem... byłbym właśnie z Gerardem i mogę sie założyć,  że w takim układzie brunet na pewno by nie pił.
- To dlaczego nie chcesz odpowiedzieć na moje pytania?
- Bo to bez sensu. Masz Ronniego, przyjaciół... nie chcę żebyś zajmował sie moim życiem.
- Gerard do cholery! Nie dotarło jeszcze do ciebie,  że jestem z Ronniem tylko dla tego że nie mam ciebie?!
- Frank... Nie chce obarczać cię swoimi problemami.- brunet nachylił się nade mną i załapał mnie za ramiona,  wiec teraz mówił mi prosto w twarz, przy okazji dzieląc się ze mną niezbyt przyjemnym zapachem piwa.
Bez względu na to jak śmierdziało od niego alkoholem, miałem wielką ochotę go pocałować i zapomnieć o tym,  ze w ogóle mnie zostawił. Prawdą jest,  że jakby nie wyglądał i co by nie zrobił,  ja i tak stwierdzę, że go kocham.
- Powiedz mi czemu wyjechałeś.
- Nie. Zapytaj Ronniego.
- Czemu?
- Bo tak.  On powinien doskonale wiedzieć.
- Przecież gdyby wiedział,  to by mi o wszystkim powiedział.
- Wątpię.  Chcesz śniadanie?
- Nie dzięki. Zaraz jadę do szpitala.- odpowiedziałem oschle. Nie żeby coś, ale Gerard w takim wydaniu zwyczajnie mnie irytował. Był po prostu niemiły, a ja nie miałem pojęcia dlaczego.
- No nie wydaje mi się. Jak zabierałem cię ze szpitala, twój ojciec mówił, że dziś nie można odwiedzać twojej matki.
- Aha. To cześć- stwierdziłem i wyszedłem z kuchni, z zamiarem opuszczenia ich domu.
- Frank, poczekaj.
- Po co? A i dziękuje za przenocowanie mnie. Nie mogłeś mnie zawieźć do mojego domu?
- No.. Mogłem.- spuścił głowę- Naprawdę jeśli chcesz wiedzieć o co chodzi, gadaj z Ronniem. Jak on ci nic nie powie to przyjdź do mnie.
- Oh, dziękuje za instrukcję. Do widzenia.
Jak tak dalej pójdzie, to wytnę sobie serce. Mam dość i to ostro…
Nie miałem zamiaru wracać do domu. Teraz prosto do Ronniego, dowiedzieć się o co chodzi.
Doszedłem do ozdobnej bramy i nacisnąłem przycisk domofonu.
- Tak?- usłyszałem damski głos.
- Dzień dobry, ja do Ronniego.
- Mhm…- pchnąłem furtkę i wszedłem na teren wielkiego domostwa mojego… chłopaka? Już nie długo.
- O hej. Czemu nie oddzwoniłeś?
- Stwierdziłem, że przyjdę. Musisz mi wyjaśnić jedną rzecz.
-  Co tylko chcesz- uśmiechnął się i objął mnie w pasie prowadząc do domu.
- To w takim razie wyjaśnij mi proszę, czemu Gerard twierdzi, że o jego wyjazd powinienem pytać się ciebie.
- Jej.. jest tyle od nas starszy a tyle głupszy. Obwinia mnie za to, że mój ojciec go odesłał z powrotem do Nowego Yorku, a czemu wrócił to nie mam pojęcia. Ale widzisz lepiej było jak go nie było tutaj. Zachowywałeś się normalnie.
- Tak zostawianie rodziny ot tak po prostu to rzeczywiście normalnie zachowanie.- zironizowałem.
- Frank, nie ma co się obwiniać za chorobę twojej matki. Ona z tego wyjdzie, zobaczysz- Przytulił mnie mocno. Ja tylko pokiwałem głową i wtuliłem się w jego tors.
- Ale to, że Gerard wyjechał to nie była twoja wina?
- N..nie. nie moja- zająknął się. Tylko czemu?
- Ronnie?- odsunąłem się troszkę i spojrzałem mu w oczy. Nie były takie jak Gerarda. Gerarda, choć widać w nich było nadmiar wódki, były takie.. hipnotyzujące, a Ronniego takie zwykłe, nijakie.- Ale tak mówisz serio?
- Dobra… nie do końca. Chodzi o to… Jak widziałem cię z nim… Po prostu musiałem. Boża jaki ja jestem głupi. Przepraszam Frankie.
- Okej, ale o co chodzi?
- Powiedziałem mojemu ojcu, że jesteście razem.. No a wiesz jaki on jest… I to generalnie wystarczyło żeby go wywalił…- Że co, kurwa?
Stałem, wgapiony w szatyna z niedowierzaniem. Jak on tak mógł?
Ale w sumie… kochany był..
I teraz myśli z serii ‘  Dylematy zakochanej nastolatki’
Ale tak serio, mam zostawić Ronniego, który był praktycznie na każde moje zawołanie i wrócić do Gerarda, który aktualnie zachowuje się jak skończony cham?
I do tego pije… Ale przecież powinienem mu pomóc. Na pewno bym coś zrobił z tym jego piciem.
- No idź do niego. Przecież wiem, że prędzej czy później to zrobisz. Ale wiedz, że i tak zawsze przyjdę do ciebie jak będzie trzeba- Szatyn spojrzał na mnie czule i lekko pocałował w policzek- Kocham cię.
Teraz tym bardziej nie wiem co mam robić…
Odwróciłem się na pięcie i odszedłem.
Teraz już poszedłem do mojego domu. Tata znów siedział w kuchni i palił papierosa, tępo patrząc się w ścianę.
- Cześć- rzuciłem in wziąłem od niego jednego. – Co z mamą?
- Nie wiem. Nie byłem dziś u niej… Ten Gerard to bardzo miły chłopak. Siedział z tobą tam cały czas…
- Mhm…- przytaknąłem i zapaliłem papierosa.
- Nie pal.
- Czemu?
- Bo to nie zdrowe- uśmiechnął się lekko.
- I kto to mówi?
- Ja już jestem stary, a ty nie musisz się niszczyć tak jak ja.- stwierdził- zamówić pizzę?
- Wszystko jedno…No możesz w sumie.
- Okej… Frank, ja nie chcę jakoś ingerować w twoje życie, ale chyba mam prawo wiedzieć z kim aktualnie jesteś…
- Sam nie wiem. Niby z Ronniem, ale… Dobra, nie będę cię męczył moimi problemami. Kiedy będzie można pojechać do mamy?
- Jutro, ale ja muszę iść do pracy, więc pojedziesz sam, okej?
- Pewnie…- odpowiedziałem i poszedłem na górę do swojego pokoju.
I naprawdę zacząłem się zastanawiać z kom wolę być. To takie straszne, że traktuję ich trochę jak przedmioty.. To tak jakbym wybierał pomiędzy dwiema koszulkami.
Zawsze taki byłem, czy teraz nagle coś mnie pierdolnęło?
Jestem głupi, wredny i traktuje ludzi na których mi zależy jak szmaty.
Weźcie mnie zabijcie. Światu będzie lepiej bez takiego idioty.
Najwyższy czas wreszcie coś ze sobą zrobić.
- Gerard- powiedziałem do telefonu- możemy pogadać?
- E? Pe..pewnie.. to przyjdź do mnie- mogę się założyć, że jest pijany. I to jest jeden z powodów dla których powonieniem być  właśnie z nim. Muszę mu pomóc. Nie daruje sobie jeśli coś mu się stanie.
Jezu, jak ja kręcę. Ciągle zmieniam zdanie.. już sam się w tym gubię. Tak, głupi jestem, wiem.

No i jak kazano tak zrobiłem. Stanąłem po raz kolejny przed drzwiami Way’ów, czakając jak ktoś je otworzy.
- O.. Hej Frank.. Szczerze mówiąc to nie wiem czy dasz radę się z nim dogadać. – Mikey nie wyglądał za dobrze. Widać było po nim, ze martwi się o brata. Ile ja bym dał żeby on przestał pić.
- Zobaczymy. Mogę?
- Pewnie, wchodź.- przekroczyłem próg domu i od razu poszedłem pod Gerardowe drzwi i bez wahania je otworzyłem.
- Ja pierdole, Gerard czy ciebie do końca pojebało?!- zobaczyłem chłopaka leżącego na łóżku, znów z butelką wódki, a obok niego jeszcze takie dwie. Ja nie wiem w jakim czasie on je opróżnił, ale bałem się, że to tylko część dzisiejszej dawki alkoholu.
- Ale że co?- zapytał nieprzytomny,  a ja podszedłem do niego i zabrałem mu z ręki butelkę.
- Masz z tym skończyć!- byłem na niego ostro zły. Był głupi, koszmarnie głupi. W jaki sposób on się tak szybko stoczył?
- A co cię obchodzi to czy piję czy nie. To nie twoja sprawa. Wyjdź stąd.- podparł się na rękach i spojrzał na mnie.
- Obchodzi mnie bo cię kocham- wykrztusiłem, a z oczu pociekły mi łzy. Chyba coś go tknęło. Z trudem wstał z łóżka i prawie się przewracając podszedł do mnie i złapał mnie za ramiona.
- Frankie.. Spójrz na mnie…. Nie… nie warto tracić na mnie czasu.. Idź do Ronniego.. Zostaw mnie. Też cię kocham.. jak nikogo innego- przytuliłem go, tym samym przekładając cały ciężar jego ciała na moje barki.
- Wytrzeźwiejesz to pogadamy. Idź się połóż czy coś…- odprowadziłem chłopaka do łóżka i okryłem go kocem, po czym podszedłem do jego biurka i napisałem na jednej z kartek  ‘Zadzwoń jak się obudzisz’. I opuściłem jego pokój.
Chciałem, koszmarnie chciałem żeby już był trzeźwy i żeby ze mną porozmawiał. Tak na serio… 

_____________________________________
Przepraszam, że takie krótkie, ale rozwlekanie mnie męczy. Ludzie, pisać to ja nie umiem - z serii 'Zuzia i jej lekka samokrytyka'

3 komentarze:

  1. nie ma że nie umiesz! umiesz. no. tylko musisz się starać, żeby się bardziej rozpisywać. ale już się nie czepiam. ej, niech on nie pije, bo sobie w łeb strzelę od jego głupoty x_x jak można być takim durnym? ;O i Frank jeszcze z tym głupim Gerdem wytrzymuje.. ŁAT DE FAK? no ok. kończę, dziękuję za uwagę, podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje opowiadania to narkotyki. Doslownie! Ciagle chcr wiecej,wiecej,wiecej,wiecej,wiecej i wiecej. Ja tym zyje,codziennie cpam. *______* Kocham to,kocham,czcze. i wkurwia mnie Ronnie. wypierdolil Gee i hepi gej,kurwa,szmata. XD A i prosilabym,aby Gerard dalej takim pijakiem byl. to urocze,jak Franio sie troszczy o niego. Ach,te nastolatki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super <3 Tylko niechże Gerard się ogarnie... To jest niezdrowe ;p No i I hate Ronnie ;]

    OdpowiedzUsuń