niedziela, 11 marca 2012

Could you make me kiss you: ROZDZIAŁ CZWARTY

Znów na telefonie i znów przepraszam za błędy. Endżoj + jak zwykle tak niejakie, że aż chyba tą swoją monotonią tylko się wyróżnia.
_____________________________________________
Czwartek.

I znów cały dzień budyniu, żelek kakałka i tabletek przeciwbólowych. Ja chcę jeszcze Gerarda w łóżku i mogę tak leżeć całe życie.




- Ja już nie mam do tego siły. Tylko spróbuj być jeszcze raz chory. Czemu zawsze masz tyle gości jak leżysz w łóżku?!- pani matko, trochę spokoju, bo będę musiał lecieć do apteki po melisę.
- A KTO PRZYSZEDŁ?- nagle moje oczy rozbłysły.
- Nie, nie ten twój tamten.- Co? W sensie że chyba nie Gerard..
- To powiedz, że śpię- posłała mi złe spojrzenie typy ‘chcę pokazać swą złość, ale nie umiem’- No dobra, tylko może się ubiorę?- No raczej nie pójdę do ‘kogoś’ w koszulce z różowym królikiem i spodniach w kolorową kratkę. Musze zabronić matce kupowania mi ciuchów, nawet tych do spania.
Wygrzebałem się spod kołdry, chusteczek, paczek po żelkach. Jezu, ile można jeść żelek. Jak tak dalej pójdzie będę mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że rzygałem tęczą.
Taki w miarę ogarnięty, w każdym razie nie z różowym królikiem na piersi, zszedłem po schodach. I szczerze mówiąc, wcale się nie zdziwiłem, jak w mojej kuchni ujrzałem Ronnie’go, który z miną męczennika czekał jak moja matka skończy wymieniać rodzaje soków, którymi może go poczęstować.
Jak to dobrze, ze chociaż tata siedział z nosem w gazecie.. niestety podniósł go jak tylko zobaczył, że wszedłem do kuchni.
- To ty tak na dwa fronty działasz?- Kurwa, o co chodziło temu człowiekowi?! Ja mu normalnie kiedyś zaszyję usta.. różową nitką.
Posłałem mu tylko spojrzenie godne seryjnego mordercy.
- Cześć…?- spojrzałem na szatyna. Ten zerwał się, jakby z ulgą i podszedł do mnie. No tak, gościnność mojej matki może wykończyć nawet najbardziej wyrozumiałego i cierpliwego człowieka.
- Cześć.
- Znów Elliot miał kółko szachowe? A mówiłeś mu, że istnieje taki ciekawy wynalazek jakim jest telefon komórkowy. Jak dokładnie nie wie co to jest i jak działa to wujek google jest zawsze chętny do pomocy.- No on naprawdę nie musiał szukać wysłannika.
- Em.. dziś nie Elliot mnie przysłał.. Chciałem z tobą pogadać.
- Masz popcorn?- ojciec zwrócił się do mamy. Znów miałem ochotę uciąć mu głowę mieczem świetlnym. Dla czego ja jeszcze takiego nie posiadam?!
- Ale chodź do mnie jeśli nie chcesz być świadkiem śmierci dwóch osób- skwitowałem i zaprowadziłem chłopaka do pokoju.- Przepraszam za bałagan…
- Nie szkodzi.. Widzisz.. Chodzi o to, że….
- Cześć Frankie- usłyszałem głos mojego księcia. Spadaj Ronnie, ja chce Gerarda.
Podszedłem do drzwi. Jakie to było dziwne… Kiedy brunet zobaczył w moim pokoju szatyna, natychmiast przyciągnął mnie do siebie i przytulił.- Jak się czujesz?- zapytał siadając na moje łóżko.
- Dobrze…..
- To ja już pójdę- skwitował sztywno Ronnie i pospiesznie opuścił mój pokój.
- Przepraszam- Gerard spojrzał na mnie.
- Za co?- Ja tam się ciesze, że go stąd wygoniłeś. Przyczepił się kurde, jakby, jakby… a tam tekstów mi zabrakło. Foch.
- Za wczoraj i za teraz.
- Nadal nie rozumiem.
- Głupio zrobiłem.. ale..
- Nie było głupio- uśmiechnąłem się na samo wspomnienie wczorajszego zakończenia pracy nad projektem.
Brunet nagle się ożywił.
- Tylko szczerze mówiąc.. nie wiem co robić.- Powiedział to głosem zagubionego dziecka.- Trudno mi określić co do ciebie czuję- To juz zaczyna sie ta poważna część? Kurde, nie byłem przygotowany. Dzwonie do menadżera! Ja sie na taki scenariusz nie zgadzałem. No ale jak juz zaczął to niech mówi- widzisz... jeszcze nigdy nie był dla mnie ważny człowiek, którego tak mało znam... wiem o tobie nie wiele, a nie moge wytrzymać jak siedzisz w pokoju z całkiem ładnym chłopakiem- a żeś się rozgadał. Przepraszam, Franiuś.juz powaznieje.
- No... nie wiem co powiedzieć. Myślałem, ze raczej jestem ci obojętny. .
- kurde, Frank na prawdę myślisz ze gdybyś byl mi obojętny, wymyślałbym ten cały cyrk z wystawą? Przecież takie coś da sie przygotować samemu w jeden wieczór- załapał mnie za ramiona- nie wiem czemu, ale zależy mi na tobie, bardziej niz na jakimkolwiek innym człowieku- no i niby co ja- biedny niedojrzały Franuś mam na to odpowiedzieć?
'Oh, Gerardzie mi także zależy na tobie jak na nikim innym. Ucieknijmy na Karaiby i zostańmy piratami'
I czemu ja sie zacząłem śmiać?! Na prawdę nie smieszylo mnie to co powiedział. Ja jestem tylko wiecznym dzieckiem i średnio umiem zachować sie poważnie.
Chłopak wydawał sie totalnie zbity z tropu.
- Przepraszam. Zwyczajnie nie trafia do mnie, ze to sie dzieje tak na serio...- wydusilem z siebie. Poczułem straszny ból głowy. Tabletki przestały działać i zaczynałem robić sie coraz cieplejszy. Yay, będę chodzacym grzejniczkiem!
- Źle sie czujesz- to nie bylo pytanie, lecz zwykłe stwierdzenie faktu. Przytaknąłem.- to może cie zostawie?- no jasne, odbierz mi źródło szczęścia.
Już chciał wstawać, kiedy załapałem go za rękę i przyciągnąłem do siebie lekko. Chłopak usiadł obok mnie na łóżku i pogładził delikatnie ręką moj rozgrzany policzek.
Powieki odpadły mi na oczy, tym samym nie pozwalając mi dłużej oglądać slicznej buźki mojego artysty.
O tak . Już był mój. I spadać od niego, bo poucinam łby mieczem świetnym, którego JESZCZE NIE MAM.

***
Obudzilem się nawet nie wiem o której godzinie. Za oknem padał deszcz.
W takich chwilach Franio ma wielką ochotę wybiec na dwór, z dzikim rynkiem rzucając sie w najbliższą kałuże.
Ej, gdzie Gerard?!
W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie wygrzebałem się z łóżka i powoli zszedłem na dół. Jak zwykle najpierw skierowałem sie do kuchni. I pomyśleć, ze juz tu rozwiązałem zagadkę. Brunet siedział przy stole, męczony przez moją matkę.
- O, juz wstałeś?- No a nie widać?
Gerard podszedł do mnie, załapał za rękę i poprowadził do stołu.
Toż przecież ja jestem tylko przeziebiony!

- Chcesz coś jeść?- mama spojrzała się na mnie jak na biedne, wymęczone zwierzątko.- Ja i tata zaraz wychodzimy do teatru. Poradzisz sobie chyba..prawda?
Oj, mamo nawet nie wiesz ile radości sprawiła mi ta informacja.
Wieczór z Gerardem?
- Ta, pewnie. - dla zasady odpowiadam.
- Tylko wiesz, chory jesteś... wypadałoby nie zarazic kolegi. A jak będziecie zbyt blisko siebie, to choroba nieuniknona- ja na serio muszę znaleźć najbrutalniejszą broń na tym świecie i przetestować ją na moim ojcu.
Niestety narazie dysponuje tylko morderczym wzrokiem.
I tak zostalismy sami. ..siedząc przed telewizorem z miska popcornu.
Głowa powoli mi opadała, kiedy poczułem jak brunet przyciąga mnie do sobie tak, ze w efekcie zasnąłem z głową na jego kolanach. Poczułem jeszcze tylko jak całuje mnie w policzek i odpłynąłem.

- Ooo, jakiez to urocze- usłyszałem i otworzyłem oczy.
DAJCIE MI CHOCIAŻ PLASTIKOWY NÓŻ!
Rodzice stali nad nami i patrzyli jakbyśmy nie wiem czym byli.
Tylko leżałem na kolanach Gerarda, a ten, trzymając pustą juz miske zawiesił głowę tuż nad moja. Co w tym uroczego?!
No juz, Gerardzie koniec tego dobrego. Głowa do góry i chyba musisz iść, bo za pięknie byłoby gdybyś został na noc.
Poderwał sie zacząłem miejca jakby cos go chciało zjeść w śnie i natychmiast stanął na równe nogi.
- Ktora godzina? - jego ton głosu byl godny co najmniej umierającego człowieka. I pomyśleć, ze tak szybko zerwał sie zacząłem kanapy.
- W poł do jedenastej- opowiedziała spokojnie, na co brunet magle odzyskał energię.
- Późno juz. To. .. dziękuję i dowodzenia. Pa Frank. - NIEEEE! Czemu?!
Byłeś tak wygodną poduszką.
I wyszedł, a ja ledwo żywy zostałem na kanpie.
POWIETRZA. Potrzebuję powietrza. Tylko gdzie moje fajki?
- Ej widzieliscie paczkę mojej ukochanej trucizny?
- Wyrzuciłam- Co za potwór! Jak mozna tak potraktować własnego syna?
- Znaj łaskę pana. I tak wisiałem ci jednego za wczoraj- o moj mistrzu! Moze cie jeszcze nie zgładzę.
Wziąłem papierosa od ojca i posyłając matce triumfalne spojrzenie wyszedłem przed dom.
Zimno.

Drogi pamiętniczku
Moje życie to najsliczniejsza komedia romantyczna. Rozkręca sie dopiero, ale....
Dobranoc.

_______________________________________
Pewnie znów bd trzeba czekać na następny tydzień. Mam nadzieję, że choć jednego człowieka ta informacja troszkę zmartwi ^^ Komentarz proszę jak zwykle.

3 komentarze:

  1. House of Wolves11 marca 2012 21:18

    TYDZIEŃ?! chyba sobie ze mnie kpisz, chcę rozdział jak najszybciej. nie ma tak. tego się ludziom nie robi, to niehumaniterna.
    a w ogóle to genialne jak zawsze, i fajnie że gee powiedział że ten teges, bo w końcu ten teges, no i ten teges. ale inteligentne mi to wyszło, yay. enyłej, to jest napisane tak genialne, że nie wiem. teksty Frankai jego myśli są świetne <3
    tylko pod koniec jakoś dziwnie bo albo żem ułomna albo nie zrozumiałam treści zdania xd no nic, DAWAJ SZYBCIEJ.

    OdpowiedzUsuń
  2. ubóstwiam wręcz te przemyślenia Franka ;] Są biste i mnie rozśmieszają ;>

    OdpowiedzUsuń
  3. okej, nadrobiłam co trzeba, znaczy nowe wersje i mogę ci systematycznie komentować ~
    cudnie, ta wersja.. lepiej mi się podoba <3
    // mistakes-of-the-past

    OdpowiedzUsuń