Miłego czytania i czekam na komentarze.
__________________________________________
Rozdział
3
Powłóczył
nagami na samą górę domu, zastanawiając się w jaki sposób
mógłby wykorzystać informacje zawarte na kopercie. Co prawda,
widoczne było tylko imię i nazwisko kobiety, jednak miał szczerą
nadzieję, że to wystarczy do odnalezienia rodziny. Otworzył powoli
kopertę i wyjął z niej list.
'To
co napisałaś ostatnio, bardzo mnie zmartwiło. Tak strasznie mi
przykro, ze nie jestem w stanie w pełni Ci pomóc. Nie wiem czy
dobrym pomysłem jest oddawanie Gerarda do Lancasterów. Na pewno
będzie mu dobrze, jednak... Z resztą. To twoje dzieci. Dobrze, że
chociaż Mikey może zostać ze mną. Nie mogę uwierzyć, że to
wszystko na podle ma zamiar się skończyć. Mam nadzieję, że
będzie lepiej.
Kocham
Cię, Mama'
Chłopak
spojrzał
jeszcze raz na przeczytany fragment, nie rozumiejąc z niego nic. Jak
matka mogła planować ich oddanie? Wtedy wypadek nie byłby
przypadkiem, lecz zaplanowanym zdarzeniem. Ale... to nie mogło być
wcześniej ustalane. Samobójstwo? To niemożliwe.
Teraz
był pewien, ze wersja z nieszczęśliwym wypadkiem na jednej z ulic
Belleville nie była w pełni prawdą. Właśnie dotarło do niego,
że w sumie tylko ktoś z rodziny mógłby mu pomóc dowiedzieć się
o co chodzi. W tym wypadku w grę wchodziło tylko porozmawianie z
babcią, której nie widział odkąd skończył 6 lat. Bał się
poznać prawdę. Nie chciał wmawiać sobie bzdur, jednak z drugiej
strony wizja samobójczej śmierci rodziców budziła w nim koszmarny
strach. Odłożył list na biurko, mając nadzieję, że odgoni z
mózgu tego typu myśli. Przyłożył głowę do poduszki i zagłębił
wzrok w ciemnej przestrzeni pokoju.
***
Kiedy
otworzył oczy, było 30 minut po 6 rano... niestety.
Kolejny
dzień szkoły. Dzień tortur i poniewierania chłopakiem na różne
sposoby.
To
takie przykre, że Gerard nie wiedział jak sobie z tym poradzić.
Nikt nie wiedział, a dokładniej nikogo nie obchodziło jak wielki
ból mu sprawiają. Ludzie albo nienawidzili go za niewinność albo
ignorowali, nie zdając sobie pewnie sprawy, że chodzą do szkoły z
kimś takim jak on.
Podniósł
się i niechętnie rozprostował swoje ospałe ciało. Stanął przed
szafą i uważnie przejrzał swoje t-shirty. Jeden przykuł jego
uwagę najbardziej- czarna koszulka z logo Black Flag. Nigdy nie miał
jej na sobie. Kupił ją w jeden z tych dni, kiedy pani Lancaster
łaskawie pozwoliła mu na chwilę wyjść do miasta. Bał się jej
założyć o tyle, że miał wrażenie, jakby jego opiekunka
wiedziała wszystko i zaraz miała zamknąć go na pół życia w
pokoju, ponieważ nie słucha kościelnych chórów i muzyki
klasycznej, tylko jakiś zespołów stworzonych przez szatana czy coś
w tym rodzaju. Wszystko co odstawało od normy, dla pani Lancaster
było sprawką diabła. I właśnie ten tok rozumowania śmieszył, a
zarazem przerażał Gerarda, jednak wyjął t-shirt z szafy i włożył
go na siebie, następnie przykrywając zwykłą czarną bluzą.
Znalazł tez jedne ze swoich czarnych spodni i w rozwiązanych
jeszcze trampkach zbiegł na dół, by pozmywać po śniadaniu,
którego jak zawsze nie dostał.
Wszedł
do szkoły i ogarnał wzrokiem wnętrze koszmarnego budynku. Znów ma
tu siedzieć? Czekać jak go pobiją, jak dostanie kolejną uwagę
lub pałę...?
I
tak mało kto zauważy, że go nie ma. Rzadko kiedy tu bywał, więc
kolejne wagary i tak nic nie zmienią.
Szybko
wycofał się z budynku, a potem ze szkolnego dziedzińca wyszedł na
ulicę. Dziś zrobił wyjątek i zamiast iść tak jak zawsze,
ruszył w stronę bogatszej części miasta. Doszedł w końcu do
jedynej w Belleville prywatnej szkoły, dla tych wspaniałych dzieci
z katolickich rodzin i to co zobaczył zdziwiło go niemal tak, jakby
zobaczył przed sobą cyrkowy namiot.
Na
murku, kawałek od budynku szkoły siedział znajomy mu chłopak i
czytając coś palił papierosa.
-Nie
wiedziałem, że palisz- stwierdził, podchodząc do kolegi.
-O,
cześć Gerard- ucieszył się miodowooki- Co ty tu robisz?- zapytał
nieco zdziwiony.
-Miałem
o to samo zapytać... Em, musiałem gdzieś iść, żeby nie wracać
jeszcze do domu- odpowiedział.
-To
cel mamy ten sam. Tyle, że ja muszę siedzieć w okolicach szkoły,
bo ojciec ma zamiar po mnie przyjechać, chociaż wcale nie chce mi
się znów siedzieć u niego na komendzie. Chcesz?- podsunął
Gerardowi papierosa pod twarz.
-Nie...
chyba nie.
-No
masz, spróbuj- namawiał go Frank. W końcu brunet uległ i wziął
do ręki białą, tlącą się rurkę. Zaciągnął się niewielką
ilością dymu, natychmiast zaczynając kaszleć. Jego kolega tylko
się zaśmiał- Przyzwyczaisz się- skwitował.
Na
tą uwagę Gerard nie powiedział nic, tylko podniósł z murku
komiks, wcześniej czytany przez szatyna. Przejrzał książeczkę i
trochę znudzony spojrzał na Franka.
-A
może chodźmy do mnie. Mam parę komiksów.. mogę ci coś
pożyczyć...- zaczął.
-Musiałbym
napisać do ojca, że wrócę sam, później- stwierdził i wyjął
telefon. Nie czekając na odpowiedź od rodzica, poszedł za Gerardem
w stronę willi Lancasterów. Wiedział, że nie powinno być nikogo
w domu przez najbliższe 2 godziny. Potem mogą wyjść z domu i
udawać, że wracają jak po lekcjach.
***
'
Zrób obiad, posprzątaj w domu. Będziemy koło 5:00'- przeczytał
karteczkę wiszącą na lodówce. Wziął ją do ręki i schował w
kieszeń spodni, po czym poszedł do swojego pokoju, żeby Frank nie
siedział już sam.
-Fajny
pokój- stwierdził szatyn, kiedy Gerard wszedł do pomieszczania.
Było mu odrobinę głupio, że wprowadził gościa do takiego
bałaganu, ale z tego co widział, znajomy nie miał nic przeciwko
temu. Podziękował koledze za miłą uwagę i zawiesił kartkę z
wytycznymi na dziś na ścianie. Frank wstał z łóżka, na którym
siedział i podszedł d Gerarda- Pomogę ci w tym- zaoferował się i
chociaż brunet nie chciał, męczyć pracami domowymi swojego
gościa, musiał się zgodzić, ponieważ Frank nie dawał za
wygraną.- Co to?- zapytał, biorąc do ręki list leżący na
biurku.
-
List od babci... Znaczy nie do mnie.. Do mojej matki.- odpowiedział
niezbyt jasno.
-
I po co ci on?
-To
nie zbyt ważne.... Chciałem tylko znaleźć adres mojej babci, ale
na kopercie widac tylko nazwisko- wyjaśnił teraz już dokładniej.
Frank pokiwał głową w zrozumieniu, jednak miał nadzieję, ze
Gerard opowie mu trochę więcej szczegółów. Był szczerze tym
zainteresowany, jednak Gerard zignorował to i wrzucił list do
szuflady biurka.
-Jak
chcesz znać adres, mogę ci pomóc- stwierdził wesoło szatyn. Nie
wiedział o Gerardzie zbyt wiele. Zdawał sobie sprawę, że jego
kolega jest sierotą, ale nie miał pojęcia w jakich okolicznościach
stracił obu rodziców. Chciał się dowiedzieć więcej, ale Gerard
coś nie miał zamiaru uświadamiać kolegi o szczegółach
związanych ze swoim życiem.
-Jak
niby?- spytał Gerard z przekąsem, nie myśląc raczej, że Frank
może mu w czymś pomóc.
-Mój
ojciec jest policjantem. Wystarczy zajrzeć do jego komputera. Może
coś znajdziemy.- zaproponował. Grzebać w komputerze komendanta
policji w Belleville? Gerard nie był przekonany co do tego.
-
No nie wiem....- jęknął.
-
Dobra... - Frank podszedł do zabałaganionego biurka, wziął jedną
z klejących karteczek i zapisał coś na niej, po czym przykleił ją
na ścianie Gerarda, kiedy ten zdążył już wyjść z pokoju.
***
Razem,
ze sprzątaniem uwinęli się całkiem szybko i o wpół do trzeciej
siedzieli już przy stole jedząc przygotowane chwilę wcześniej
spaghetti.
Rozmawiali
dosłownie o wszystkim i chociaż tak naprawdę dopiero się
poznawali, już umieli się zrozumieć, nawet jeżeli pochodzili z
zupełnie innych światów. Frank był wychowywany w dobrej rodzinie.
Miał to co chciał, chodził do szkoły w której nikt mu nic nie
robił, jego rodzice dbali o niego o w przeciwieństwie do
Lancasterów, chcieli dla chłopaka dobrze. Może za to opiekunowie
Gerarda nie lubili rodziny Iero. Trudno powiedzieć. Jedyne co mogło
przeszkadzać Frankowi to przesadna religijność jego rodziny.
Musiał codziennie, rano i wieczorem odmówić modlitwę, no i
chodzić do tej katolickiej szkoły, a także spędzać pół
niedzieli na mszy i rodzinnych obiadach. Miał już 16 lat, a jego
rodzice traktowali go jak małe dziecko, jednak nadal to Gerard był
w gorszej sytuacji.
-Jesteś
jak męskie wydanie kopciuszka- skwitował Frank, kiedy jego kolega
skończył opowiadać o zasadach panujących w domu Lancasterów.
Brunet zaśmiał się z uwagi kolegi. Chwilę potem Frank
spoważniał.- To dlatego chcesz znaleźć babcię?- spytał z nutą
współczucia. Gerard nawiną na widelec makaron i zjadł go.
Przełknął po czym znów zaczął opowiadać historię swojego
życia.
-
Czyli co, myślisz, że to ściema z tym wypadkiem?- wtrącił się
chłopak, odstawiając na bok swój talerz.
-
Nie jestem w stu procentach pewien, więc chcę sprawdzić na ile
prawdziwa jest wersja z wypadkiem, a mogę zrobić to tylko i
wyłącznie znajdując babcię.- dokończył i zjadł kolejną część
swojej porcji obiadu.
-
Zabawa w detektywa? Wchodzę w to- stwierdził z przesadnym
entuzjazmem miodowooki i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Wstał,
podszedł do zlewu i zaczął myć swój talerz.- Mogę ci się
bardzo przydać- powiedział jeszcze i szybko zakręcił wodę i
stanął obok chłopaka. Gerard uśmiechnął się do Franka
serdecznie. To pierwsza osoba, która zaoferowała mu pomoc i to
chyba nie z chęci spełnienia swoich detektywistycznych marzeń.
-
Muszę to w sumie jeszcze przemyśleć- stwierdził Gerard- ale
wstępnie jesteśmy umówieni na bycie detektywami.- posłał koledze
przyjazny uśmiech.
-
Dobra, Sherlocku. Ale jak zaraz stąd nie wyjdę będziesz miał
przejebane, już za dziesięć piąta.- Gerard zaklął pod nosem i
odprowadził Franka do dzrzwi.
-
Dzięki- rzucił do szatyna, a ten uśmiechnął się do niego miło.
Gerard wreszcie poczuł, że może jednak komuś na nim zależy, że
ktoś zauważa go nie tylko wtedy kiedy trzeba pozmywać.
Kiedy
zobaczył, ze jego znajomy zniknął już z zasięgu wzroku, odkręcił
się na pięcie i wrócił do domu. Umył swój talerz i poszedł na
swoje ciemne poddasze.
Stanął
przed biurkiem i zrzucił z niego wszystkie papiery. Wziął tylko
jedną pustą kartkę i zaczął coś rysować. Pozostawał w swoim
artystycznym transie dopóki nie uznał dzieła za skończone.
Spojrzał na komiksową postać Franka w ubraniu Sherlocka Holmesa i
chociaż był całkiem zadowolony z rysunku, zaśmiał się tylko do
kartki i rzucił ją na stertę innych prac lezących na podłodze.
____________________________________
No i w dodatku krótko :<
+ Przepraszam, jeśli będą błędy, chociaż mam nadzieję, że wszystko jest okej.
Nie wydaje mi się, żeby było krótko... ale za to było zajebiście :D To jest poważne w przeciwieństwie do Could U. Może zwyczajnie potrzebujesz odpoczynku od tamtego opowiadania. Każdy czasem potrzebuje przerwy :) Z własnego doświadczenia wiem, ze wakacje nie wpływają dobrze na wenę i zwyczajnie nic się nie chce. Przecież są wakacje, jest przeważnie ciepło i nic ci nie przychodzi do głowy ^^ niezmiennie wkurza mnie postawa tych ludzi w stosunku do Gerarda. No bo kurwa, co on jest, pomoc domowa? Brrrr... Życzę mu szczęścia w znalezieniu tej babci i żeby zapewniła mu dach nad głowa w jakiś sposób :> No i na zawiązanie się bliższych relacji między chłopakami :D O ile planujesz takie coś :)
OdpowiedzUsuń-> red like a blood <-
+ Bardzo śliczny wygląd. Szczególnie podoba mi się tło xD takie... mhroczne ^^ Niesamowite są te wzorki. Wyglądają jak takie... te krzaki z kolcami, albo poplątane drutu obozu koncentracyjnego xD Sorki za chore skojarzenia.
UsuńBardzo, bardzo podobał mi się ten rozdział, ot co. Strasznie szybko mi się to czytało, więc jest dobrze. Oby więcej takich rozdziałów <3 [fools-for-love.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńHaha, Gerard ma świetną wyobraźnię. Frank Holmes! To ci dopiero. Dwójka chłopaków detektywów i zagadka... zrobiło się ciekawie! Ale dlaczego nie ma nic więcej :<
OdpowiedzUsuń