Prawda jest taka, że zaraz padnę ze zmęczenia, ale proszę. Endżoj.
________________________________________________
Piątek
Nie chodziłem do szkoły tyle czasu to po co
mam iść w piątek?
Ja tam sensu nie widzę, ale babcia owszem.
- FRANUŚ!
ZEJDŹ NA DÓŁ! Spóźnisz się- dokończyłem wszystkie czynności składające się na
poranną toaletę i gdy już moje oczy były idealnie otoczone czarnymi liniami, a
grzywka w miarę uczesana, wyszedłem z łazienki. Gotowy stanąłem przed lustrem.
Ah, jakiż ja
piękny.
Chyba pójdę
z własnym odbiciem na randkę.
Tak, tak
grunt to skromność.
- FRANK!-
usłyszałem to jeszcze z pięć razy aż wreszcie odszedłem od lustra.- Ty tak chcesz
do szkoły iść?! Natychmiast marsz na górę i zmywaj z siebie tą kredkę! I
spodnie zmień. Przyzwoity chłopiec nie chodzi w podartych spodniach.
- Też cię
kocham babciu- złapałem jabłko i wyszedłem z domu.
- A
śniadanie?!- usłyszałem tylko i zatrzasnąłem drzwi.
Jak to
dobrze, że miałem wystarczająco czasu, by zatrzymać się przy kawiarni i zamówić
największą czarną kawę.
Zapamiętajcie-
pająki- największe zło tego świata, kawa- największy skarb naszej ziemi.
- Cześć-
mało nie wylałem przez was kawy! Co wy za jedni?!
O.. Elliot…
i Ronnie.
Ja jestem
bardzo tolerancyjnym człowiekiem, ale poczucie stylu Ronnie’go kompletnie do
mnie nie trafia – koszula w kratę, beżowe spodnie zawinięte trochę nad kostką i
krótkie czerwone trampki.
Tylko czemu
uważałem, że wygląda w tym dobrze?
No trzeba
przyznać, że Ronnie nie był brzydki. Zdecydowanie wręcz przeciwnie. Brązowe
włosy, zawsze spadające jako grzywka na szczupłą bladą twarz, duże niebieskie
oczy. Z tego co wiem kochało się w nim bardzo dużo plastików z naszej szkoły,
ale on albo nie zdawał sobie z tego sprawy, albo chciał im pokazać, że stratują
na trochę za wysoki poziom.
No była
jeszcze jedna opcja, ale raczej nie możliwa, bo szatyn był synem
dyrektora-homofoba.
Współczuje
mu, nawet jak jest hetero to musi mieć z nim trudne życie.
- Cześć- odpowiedziałem
odrywając od niego wzrok.
- Czemu cię
nie było?- No i też weź wymyślaj czemu mnie nie było.. No w sumie chory, ale to
tylko 50% całego powodu.
-Bo.. chory
byłem…?
- A
widziałem, że ten… jak on.. Way? Był u ciebie- Elliot nie wcinaj się i CO CI DO
TEGO!?
- No robimy
razem tą wystawę. Więc to chyba zrozumiałe, nie?
- Ale wiesz
co ludzie sądzą?- Ja pierdole, co za człowiek?
- I co z
tego?
- Jesteście
uważani za parę.
- Chyba nie
od dawna wiesz, ze jestem gejem. Co cię tak dziwi?!
- To znaczy,
że jesteście parą?
- Kurwa,
Elliot daj mu spokój- o Ronnie bawi się w mojego wybawcę.
A to
patrzcie, o wilku mowa- Gerard tu idzie.
- Albo
chcesz papierosa, albo coś nie tak z wystawą.- skwitowałem, kiedy stanął przed
nami.
- Opcja
pierwsza, jak byś był tak miły, a z wystawą wszystko okej.- Wyobraźcie sobie że
właśnie zauważyłem, że z kolegą Ronnie’m jest coś zdecydowanie nie tak, kiedy
rozmawiam z Gerardem. A może jednak ostatnia teoria co do jestestwa szatyna
jest prawdziwa?
- Frank,
chcesz iść ze mną dziś na imprezę, do.. znajomych?- zapytał Ronnie z firmowym
uśmiechem na twarzy.
- Pewnie- ja
muszę chyba zacząć myśleć, zanim coś powiem. Ja i impreza?!
Szatyn
spojrzał na Gerarda triumfalnie i zaczął iść w stronę szkoły.
- Już
idziesz?- Elliot zatrzymał go na chwilę.- No zaczekaj to pójdę z tobą!- dobiegł
do chłopaka i odeszli, zostawiając mnie i bruneta samych… nareszcie.
- O co
chodzi temu w kratkę?- brunet spojrzał na mnie lekko zdziwiony. A ja to co
wyrocznia?
- Nie wiem-
wzruszyłem ramionami.
- W środę
jest wystawa.
- No wiem,
wiem. Wszystko mamy już gotowe?
- Mhm.
Dobra, musze spadać i pozałatwiać jeszcze kilka spraw- uśmiechnął się i lekko
musnął mópj policzek wargami- zobaczymy się po szkole?- szepnął.
Nie no i on
naprawdę myśli, że jak jest tak blisko mnie to złoże składną wypowiedź?
Mruknąłem
więc tylko cos na wzór ‘tak’ i chłopak odszedł.
Jeszcze jedna lekcja i WOLNOŚĆ!
Upragniona wolność.. co prawda to tylko weekend, ale wiecie jak jest.
- To co,
idziesz ze mną?- Szatyn z uśmiechem na twarzy spojrzał na mnie. Zupełnie
inaczej się uśmiechał jak nie było w pobliżu Gerarda.
- Kiedy?
- Dziś.
Około… 18..19?
- No okej-
średnio mnie nawet obchodziło gdzie mamy jechać. Piątkowy wieczór mogę nawet
spędzić w parku, grając w szachy ze staruszkiem.. Wszystko byle nie siedzieć z
babcią.
Zamienić
babcię na staruszka z szachami? Chyba nie najlepszy interes… Biznesmen to ze
mnie kiepski.
- Ah, mój
ojciec… dyrektor cię wołał w sensie że..
- Jezu, a on
czego ode mnie chce?
- Nie mam
pojęcia. Wydarł się na mnie, że się z tobą zadaję. Czasem mam ochotę go
zamordować…- zaśmiał się. Jezu, najstraszniejsze było to, że w tym śmiechu było
więcej złowieszczości niż w rechocie złego naukowca z horrorów.
Z tym
chłopakiem jest zdecydowanie coś nie tak.
- Dobra, to
idę.
Po chwili,
stanąłem przed drewnianymi drzwiami i zapukałem w nie lekko.. Może nie usłyszy?
- Proszę!-
kurde.
- Podobno
pan mnie wołał.
- Dzień
dobry… tak chciałem z tobą porozmawiać. Odpowiesz mi na parę pytań.- Czemu pan
nie został policjantem śledczym?- Czy łączy cię coś z – ofiarą?- Panem Way’em?-
ŻE CO?!
- Tylko
tyle, że pomagałem mu w tej wystawie.
- Tylko to?
- Tak.
- Chodzą pogłoski,
że to coś więcej.
- A więc słucha pan plotek
szkolnych plastików?
- Tak, jeśli chodzi o
reputację mojej szkoły. Łączy cię coś z nim czy nie?!- NIECH PAN NIE BIJE!
- Tak.
- CO?!
- Powiedziałem. Robimy razem
wystawę. To wszystko.
- Kłamiesz.
- Nie.- no dobra klamię, ale
to nie twój ineres kretynie. Ah jaka szkoda, że to dyrektor. Miał twarz tak blisko mojej, że
spokojnie mógłbym przywalić mu w ten jego krzywy nos. I pomyśleć, że tak
obleśny człowiek może być ojcem
Ronnie’go…
- Co cię z
nim łączy?!
- Nic. A
nawet jeśli, to co to pana obchodzi?!- Nie tak ostro Franuś, bo cię jeszcze
zawiesi.
- Nie chcę
pedalskich związków w MOJEJ szkole-
wycedził przez zęby- i nie pyskuj, bo się doigrasz. I tak cię nie lubię, więc
dobrze ci radzę…
- Bo jestem gejem?
- To też.
Poza tym jesteś bezczelny. I pamiętaj, że ja tu rządzę i nie życzę sobie żebyś
mi pyskował!
- Mam się
nie odzywać jak pan narusza moją wolność?
- Teraz masz
zamiar udawać buntownika?! Wynoś się stąd natychmiast. Jeszcze jeden wybryk i
zostaniesz zawieszony!
- To
rzeczywiście straszna perspektywa, biorąc pod uwagę, że nie będę musiał oglądać
pana gęby przez trzy dni- No i przegiąłem.
- Dzwonię po
twoich rodziców.
- Mam panu
pożyczyć komórkę, czy da pan sobie radę?- No jak gnębić to po całości.
- Doigrałeś
się.
- Yay, to
jak będzie z tym telefonem?
- Wyjdź na
korytarz i czekaj na rodziców.
- Ależ
oczywiście panie generale- stanąłem na baczność, tak wiecie, żeby sobie
żołnierza poudawać na co pan dyrektor wypchnął mnie za drzwi i mocno nimi
trzasnął.
Ciekawe co
powie, jak zorientuje się , że moi rodzice raczej nie zaszczycą go swoją
obecnością.. przynajmniej nie dziś.
Usiadłem pod
ścianą czekając jak wyjdzie i z debilną miną ogłosi, że aktualnie cierpię na
brak rodziców.
Po
kilkunastu minutach zobaczyłem, że korytarzem idzie nie kto inny a moja babcia.
No ładnie.
- Co się
stało?- zapytała przejęta.
- Nic. Po
prostu pan dyrektor twierdzi, że jestem z nauczycielem… praktykantem z tej
szkoły.
- A nie
jesteś?
- Oficjalnie
nie. Broń mnie, dobrze?- babcia spojrzała na mnie. Jezu, ona naprawdę się
przejmowała tym, ze trafiłem do dyrektora… Normalnie jestem tu średnio trzy dni
na tydzień.
No nic, mam
nadzieję, że babcia sprawdzi się w roli obrońcy..
- Dzień
dobry- dyrektor wyjrzał zza drzwi.
- No o co
chodzi? Przerwał mi pan gotowanie obiadu- prawie parsknąłem śmiechem. Nie no
foch matki mojej matki to po prostu komedia.
Ale ten foch
nie źle zbił z tropu pana dyrektora- naszego przywódcę!
- Frank
bardzo źle się zachowuje- zaczął.
- Oj proszę,
powtarza pan to zawsze moim rodzicom. Jestem zawieszony?
- Nie.
Jeszcze… Proszę go stąd zabrać- zrezygnowany ton mężczyzny nieźle mnie
ucieszył.
Babcia
złapała mnie za rękę i poprowadziła do drzwi.
Eh… miałem
nadzieję, że spotkam się z Gerardem od razu po lekcjach.
- Pójdziemy
jeszcze do sklepu- zakomenderowała moja wybawicielka i ruszyła w stronę sklepu.
W taki
sposób, cały obładowany torbami z zakupami, wróciłem do domu tak jakbym
normalnie wrócił po lekcjach.
Prawie
dochodziłem do bramy, kiedy zobaczyłem Gerarda stojącego z miną męczennika.
- Hej…
- Cześć-
lekko się uśmiechnął- Frank… Przyszedłem się pożegnać.
______________________________________
c.d.n...
No cóż, krótkie i nie kończy się wpisem do pamiętnika, bo już nie miałam siły pisać.
Nieeeeeeeeee!!!! Dlaczego ty mi to robisz?? Dlaczego ty nam to robisz, bo założę się, ze będą tu podobne komentarze ;) Przez ciebie zamknęłam się w sobie. Idę po paczka ;] // http://red-like-a-blood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń