niedziela, 25 marca 2012

Could you make me kiss you: ROZDZIAŁ SZÓSTY

Z przeprosinami i dedykacją dla wszystkich pospieszaczy :>
Prawda jest taka, że zaraz padnę ze zmęczenia, ale proszę. Endżoj.
________________________________________________
Piątek
Nie chodziłem do szkoły tyle czasu to po co mam iść w piątek?
Ja tam sensu nie widzę, ale babcia owszem.

- FRANUŚ! ZEJDŹ NA DÓŁ! Spóźnisz się- dokończyłem wszystkie czynności składające się na poranną toaletę i gdy już moje oczy były idealnie otoczone czarnymi liniami, a grzywka w miarę uczesana, wyszedłem z łazienki. Gotowy stanąłem przed lustrem.
Ah, jakiż ja piękny.
Chyba pójdę z własnym odbiciem na randkę.
Tak, tak grunt to skromność.
- FRANK!- usłyszałem to jeszcze z pięć razy aż wreszcie odszedłem od lustra.- Ty tak chcesz do szkoły iść?! Natychmiast marsz na górę i zmywaj z siebie tą kredkę! I spodnie zmień. Przyzwoity chłopiec nie chodzi w podartych spodniach.
- Też cię kocham babciu- złapałem jabłko i wyszedłem z domu.
- A śniadanie?!- usłyszałem tylko i zatrzasnąłem drzwi.
Jak to dobrze, że miałem wystarczająco czasu, by zatrzymać się przy kawiarni i zamówić największą czarną kawę.
Zapamiętajcie- pająki- największe zło tego świata, kawa- największy skarb naszej ziemi.
- Cześć- mało nie wylałem przez was kawy! Co wy za jedni?!
O.. Elliot… i Ronnie.
Ja jestem bardzo tolerancyjnym człowiekiem, ale poczucie stylu Ronnie’go kompletnie do mnie nie trafia – koszula w kratę, beżowe spodnie zawinięte trochę nad kostką i krótkie czerwone trampki.
Tylko czemu uważałem, że wygląda w tym dobrze?
No trzeba przyznać, że Ronnie nie był brzydki. Zdecydowanie wręcz przeciwnie. Brązowe włosy, zawsze spadające jako grzywka na szczupłą bladą twarz, duże niebieskie oczy. Z tego co wiem kochało się w nim bardzo dużo plastików z naszej szkoły, ale on albo nie zdawał sobie z tego sprawy, albo chciał im pokazać, że stratują na trochę za wysoki poziom.
No była jeszcze jedna opcja, ale raczej nie możliwa, bo szatyn był synem dyrektora-homofoba.
Współczuje mu, nawet jak jest hetero to musi mieć z nim trudne życie.
- Cześć- odpowiedziałem odrywając od niego wzrok.
- Czemu cię nie było?- No i też weź wymyślaj czemu mnie nie było.. No w sumie chory, ale to tylko 50% całego powodu.
-Bo.. chory byłem…?
- A widziałem, że ten… jak on.. Way? Był u ciebie- Elliot nie wcinaj się i CO CI DO TEGO!?
- No robimy razem tą wystawę. Więc to chyba zrozumiałe, nie?
- Ale wiesz co ludzie sądzą?- Ja pierdole, co za człowiek?
- I co z tego?
- Jesteście uważani za parę.
- Chyba nie od dawna wiesz, ze jestem gejem. Co cię tak dziwi?!
- To znaczy, że jesteście parą?
- Kurwa, Elliot daj mu spokój- o Ronnie bawi się w mojego wybawcę.
A to patrzcie, o wilku mowa- Gerard tu idzie.
- Albo chcesz papierosa, albo coś nie tak z wystawą.- skwitowałem, kiedy stanął przed nami.
- Opcja pierwsza, jak byś był tak miły, a z wystawą wszystko okej.- Wyobraźcie sobie że właśnie zauważyłem, że z kolegą Ronnie’m jest coś zdecydowanie nie tak, kiedy rozmawiam z Gerardem. A może jednak ostatnia teoria co do jestestwa szatyna jest prawdziwa?
- Frank, chcesz iść ze mną dziś na imprezę, do.. znajomych?- zapytał Ronnie z firmowym uśmiechem na twarzy.
- Pewnie- ja muszę chyba zacząć myśleć, zanim coś powiem. Ja i impreza?!
Szatyn spojrzał na Gerarda triumfalnie i zaczął iść w stronę szkoły.
- Już idziesz?- Elliot zatrzymał go na chwilę.- No zaczekaj to pójdę z tobą!- dobiegł do chłopaka i odeszli, zostawiając mnie i bruneta samych… nareszcie.
- O co chodzi temu w kratkę?- brunet spojrzał na mnie lekko zdziwiony. A ja to co wyrocznia?
- Nie wiem- wzruszyłem ramionami.
- W środę jest wystawa.
- No wiem, wiem. Wszystko mamy już gotowe?
- Mhm. Dobra, musze spadać i pozałatwiać jeszcze kilka spraw- uśmiechnął się i lekko musnął mópj policzek wargami- zobaczymy się po szkole?- szepnął.
Nie no i on naprawdę myśli, że jak jest tak blisko mnie to złoże składną wypowiedź?
Mruknąłem więc tylko cos na wzór ‘tak’ i chłopak odszedł.
                Jeszcze jedna lekcja i WOLNOŚĆ! Upragniona wolność.. co prawda to tylko weekend, ale wiecie jak jest.
- To co, idziesz ze mną?- Szatyn z uśmiechem na twarzy spojrzał na mnie. Zupełnie inaczej się uśmiechał jak nie było w pobliżu Gerarda.
- Kiedy?
- Dziś. Około… 18..19?
- No okej- średnio mnie nawet obchodziło gdzie mamy jechać. Piątkowy wieczór mogę nawet spędzić w parku, grając w szachy ze staruszkiem.. Wszystko byle nie siedzieć z babcią.
Zamienić babcię na staruszka z szachami? Chyba nie najlepszy interes… Biznesmen to ze mnie kiepski.
- Ah, mój ojciec… dyrektor cię wołał w sensie że..
- Jezu, a on czego ode mnie chce?
- Nie mam pojęcia. Wydarł się na mnie, że się z tobą zadaję. Czasem mam ochotę go zamordować…- zaśmiał się. Jezu, najstraszniejsze było to, że w tym śmiechu było więcej złowieszczości niż w rechocie złego naukowca z horrorów.
Z tym chłopakiem jest zdecydowanie coś nie tak.
- Dobra, to idę.
Po chwili, stanąłem przed drewnianymi drzwiami i zapukałem w nie lekko.. Może nie usłyszy?
- Proszę!- kurde.
- Podobno pan mnie wołał.
- Dzień dobry… tak chciałem z tobą porozmawiać. Odpowiesz mi na parę pytań.- Czemu pan nie został policjantem śledczym?- Czy łączy cię coś z – ofiarą?- Panem Way’em?- ŻE CO?!
- Tylko tyle, że pomagałem mu w tej wystawie.
- Tylko to?
- Tak.
- Chodzą pogłoski, że to coś więcej.
- A więc słucha pan plotek szkolnych plastików?
- Tak, jeśli chodzi o reputację mojej szkoły. Łączy cię coś z nim czy nie?!- NIECH PAN NIE BIJE!
- Tak.
- CO?!
- Powiedziałem. Robimy razem wystawę. To wszystko.
- Kłamiesz.
- Nie.- no dobra klamię, ale to nie twój ineres kretynie. Ah jaka szkoda, że  to dyrektor. Miał twarz tak blisko mojej, że spokojnie mógłbym przywalić mu w ten jego krzywy nos. I pomyśleć, że tak obleśny człowiek  może być ojcem Ronnie’go…
- Co cię z nim łączy?!
- Nic. A nawet jeśli, to co to pana obchodzi?!- Nie tak ostro Franuś, bo cię jeszcze zawiesi.
- Nie chcę pedalskich związków w MOJEJ  szkole- wycedził przez zęby- i nie pyskuj, bo się doigrasz. I tak cię nie lubię, więc dobrze ci radzę…
- Bo jestem gejem?
- To też. Poza tym jesteś bezczelny. I pamiętaj, że ja tu rządzę i nie życzę sobie żebyś mi pyskował!
- Mam się nie odzywać jak pan narusza moją wolność?
- Teraz masz zamiar udawać buntownika?! Wynoś się stąd natychmiast. Jeszcze jeden wybryk i zostaniesz zawieszony!
- To rzeczywiście straszna perspektywa, biorąc pod uwagę, że nie będę musiał oglądać pana gęby przez trzy dni- No i przegiąłem.
- Dzwonię po twoich rodziców.
- Mam panu pożyczyć komórkę, czy da pan sobie radę?- No jak gnębić to po całości.
- Doigrałeś się.
- Yay, to jak będzie z tym telefonem?
- Wyjdź na korytarz i czekaj na rodziców.
- Ależ oczywiście panie generale- stanąłem na baczność, tak wiecie, żeby sobie żołnierza poudawać na co pan dyrektor wypchnął mnie za drzwi i mocno nimi trzasnął.
Ciekawe co powie, jak zorientuje się , że moi rodzice raczej nie zaszczycą go swoją obecnością.. przynajmniej  nie dziś.
Usiadłem pod ścianą czekając jak wyjdzie i z debilną miną ogłosi, że aktualnie cierpię na brak rodziców.
Po kilkunastu minutach zobaczyłem, że korytarzem idzie nie kto inny a moja babcia. No ładnie.
- Co się stało?- zapytała przejęta.
- Nic. Po prostu pan dyrektor twierdzi, że jestem z nauczycielem… praktykantem z tej szkoły.
- A nie jesteś?
- Oficjalnie nie. Broń mnie, dobrze?- babcia spojrzała na mnie. Jezu, ona naprawdę się przejmowała tym, ze trafiłem do dyrektora… Normalnie jestem tu średnio trzy dni na tydzień.
No nic, mam nadzieję, że babcia sprawdzi się w roli obrońcy..
- Dzień dobry- dyrektor wyjrzał zza drzwi.
- No o co chodzi? Przerwał mi pan gotowanie obiadu- prawie parsknąłem śmiechem. Nie no foch matki mojej matki to po prostu komedia.
Ale ten foch nie źle zbił z tropu pana dyrektora- naszego przywódcę!
- Frank bardzo źle się zachowuje- zaczął.
- Oj proszę, powtarza pan to zawsze moim rodzicom. Jestem zawieszony?
- Nie. Jeszcze… Proszę go stąd zabrać- zrezygnowany ton mężczyzny nieźle mnie ucieszył.
Babcia złapała mnie za rękę i poprowadziła do drzwi.
Eh… miałem nadzieję, że spotkam się z Gerardem od razu po lekcjach.
- Pójdziemy jeszcze do sklepu- zakomenderowała moja wybawicielka i ruszyła w stronę sklepu.
W taki sposób, cały obładowany torbami z zakupami, wróciłem do domu tak jakbym normalnie wrócił po lekcjach.
Prawie dochodziłem do bramy, kiedy zobaczyłem Gerarda stojącego z miną męczennika.
- Hej…
- Cześć- lekko się uśmiechnął- Frank… Przyszedłem się pożegnać.
______________________________________
 c.d.n...
No cóż, krótkie i  nie kończy się wpisem do pamiętnika, bo już nie miałam siły pisać.

1 komentarz:

  1. Nieeeeeeeeee!!!! Dlaczego ty mi to robisz?? Dlaczego ty nam to robisz, bo założę się, ze będą tu podobne komentarze ;) Przez ciebie zamknęłam się w sobie. Idę po paczka ;] // http://red-like-a-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń