Ah no i (wątpie czy jeszcze ktoś więcej to czyta ale jeśli) jak jakiś ninja się tu gdzieś chowa to niech wyjdzie i skomentuje :D
Smacznego :>
________________________________________________
Usłyszałem
dźwięk telefonu dochodzący z mojego pokoju i natychmiast wybiegłem z łazienki.
- Halo.
- To ty
napisałeś tę kartkę?
- Tak.
Przyjdź do mnie.- usłyszałem już tylko dźwięk zakończonej rozmowy. Nie
wiedziałem czy to znaczy ‘tak’ czy też wręcz przeciwnie.
Wróciłem
więc, zrezygnowany do łazienki i nałożyłem trochę pasty na szczoteczkę do
zębów.
Tak, nie
wiesz co robić? Nakładaj pastę.
Nie chcę nic
mówić, ale z moim mózgiem chyba nie jest najlepiej.
-
Fraaaaaaaaank!- ktoś do ciebie!- usłyszałem gdy już płukałem usta wodą, którą z
niesamowitym ciśnieniem wyplułem do umywalki, po czym zbiegłem na dół.
- Hej-
Gerard spojrzał na mnie z lekkim zadowoleniem. Czyżby dlatego, że nie miałem
koszulki? Oj tak to na pewno moja goła klata.
- Chodź, na
górę.
- Dobranoc
chłopcy- stwierdził mój ojciec i uśmiechnął się do mnie.
Poszliśmy do
mnie do pokoju. Zegar wskazywał równo 11:00 (w nocy naturalnie) i szczerze
mówiąc byłem już zmęczony, ale radość jaką sprawił mi widok Gerarda,
przyćmiła wszelkie zmęczenie i inne moje problemy.
-
Przepraszam- powiedział chłopak i spojrzał na mnie ze smutkiem.- Nie powinieneś
mnie widzieć w takim stanie… ja…
- Gerard,
chcę ci pomóc. Nie wiem jak ale chcę i to zrobię..
- Nie wiem
jak możesz chcieć w ogóle rozmawiać z takim wrakiem jak ja.
- Kocham
cię- stwierdziłem i pocałowałem chłopaka w usta. Nareszcie. Ten przyciągnął
mnie do siebie mocniej i odwzajemnił pocałunek. Chyba nie tylko mnie tego
brakowało.
Staliśmy
tak, ciesząc się swoją bliskością, kiedy wreszcie Gerard odsunął się ode mnie.
- Też cię
kocham, ale nadal nie rozumiem czemu chcesz marnować życie ze mną?
- Jezuuuu,
skończ już z tym proszę, no. Nie było cię tyle czasu i jak wracasz to tylko
jęczysz.- skwitowałem i jeszcze raz złożyłem na ustach bruneta, tym razem
krótki, pocałunek.
- A co zrobisz z Ronniem?
- No cóż, prawda jest taka, że od początku, jak tylko wyjechałeś, ja wiedziałem, że jeśli wrócisz to zrobię wszystko, żeby byc z tobą.... Ronnie to genialny przyjaciel, ale.... jakoś nie umiem sobie wyobrazić siebie z nim za kilka lat. ..
- A ze mną umiesz?
- No ... jakby bardziej- to była prawda. Z Gerardem umiałem wyobrazić sobie całe życie, a jesli chodzi o Ronniego, to trudno było mi powiedzieć co będzie następnego dnia.... -zostaniesz na noc? - spytałem niepewnie, mając nadzieje że nie wyjdę na debila.
- Kusząca propozycja. Na prawdę chcesz, żebym został? - pokiwałem głową, na znak ze sie zgadzam i objąłem chłopaka.
- A co zrobisz z Ronniem?
- No cóż, prawda jest taka, że od początku, jak tylko wyjechałeś, ja wiedziałem, że jeśli wrócisz to zrobię wszystko, żeby byc z tobą.... Ronnie to genialny przyjaciel, ale.... jakoś nie umiem sobie wyobrazić siebie z nim za kilka lat. ..
- A ze mną umiesz?
- No ... jakby bardziej- to była prawda. Z Gerardem umiałem wyobrazić sobie całe życie, a jesli chodzi o Ronniego, to trudno było mi powiedzieć co będzie następnego dnia.... -zostaniesz na noc? - spytałem niepewnie, mając nadzieje że nie wyjdę na debila.
- Kusząca propozycja. Na prawdę chcesz, żebym został? - pokiwałem głową, na znak ze sie zgadzam i objąłem chłopaka.
Tak mi było
dobrze, jak leżał obok mnie. Ciepło,ktore od niego biło, sprawiło, że
czułem sie tak spokojnie.
I to było w tym piękne, chociaż tyle czasu go nie widziałem, a jak zobaczyłem to był kompletnie pijany, to i tak było mi przy nim dobrze.
Teraz tylko czeka mnie rozmowa z Ronniem.
Ale zdecydowanie ważniejsze jest odwiedzenie mojej matki w szpitalu. Przez Gerarda i Ronniego, zapomniałem o tym, jak bardzo źle z nią jest. I znów to samo. Jestem głupi. Skończony debil ze mnie. Co będzie jeśli ona z tego nie wyjdzie?
Nie daruję sobie.
- O czym myślisz? - No pewnie, standardowe pytanie rodem z komedii romantycznej ' o niczym ważnym kotku' albo 'o nas, o tym co będzie dalej'.
- Pojedziesz ze mną jutro do szpitala?
- Jasne. - brunet usmiechnął się, a ja wtuliłem się w jego ciało i zamknąłem oczy.
I to było w tym piękne, chociaż tyle czasu go nie widziałem, a jak zobaczyłem to był kompletnie pijany, to i tak było mi przy nim dobrze.
Teraz tylko czeka mnie rozmowa z Ronniem.
Ale zdecydowanie ważniejsze jest odwiedzenie mojej matki w szpitalu. Przez Gerarda i Ronniego, zapomniałem o tym, jak bardzo źle z nią jest. I znów to samo. Jestem głupi. Skończony debil ze mnie. Co będzie jeśli ona z tego nie wyjdzie?
Nie daruję sobie.
- O czym myślisz? - No pewnie, standardowe pytanie rodem z komedii romantycznej ' o niczym ważnym kotku' albo 'o nas, o tym co będzie dalej'.
- Pojedziesz ze mną jutro do szpitala?
- Jasne. - brunet usmiechnął się, a ja wtuliłem się w jego ciało i zamknąłem oczy.
* * *
Siedziałem obok niej, wiedząc, ze co bym nie powiedział, ona i tak tego nie usłyszy.
A chciałem powiedzieć jej wiele, przede wszystkim przeprosić.
- Proszę pana, co będzie z moją mamą? - zapytałem jak niewinne dziecko, kiedy w drzwiach pojawił sie facet w długim białym fartuchu.
- Nie da sie ukryć, że jest źle. Robimy co możemy, ale choroba bardzo szybko postępuje. - i po tych słowach zrozumiałem, że tak na prawdę, mogę juz nigdy nie mieć okazji by ją przeprosić.
To takie straszne, jak widzisz, że ktoś umiera na twoich oczach.
Tak. Umierała. Robiła się coraz słabsza. Z dnia na dzień uchodziło z niej życie.
Jedna minuta... żeby tylko zobaczyła, ze jestem przy niej...
Tak chciałem żeby to był sen. Zwykły koszmarny sen, z którego obudzę się i nigdy do niego nie wrócę.
- Chodź Frankie- nie wiem jakim cudem go tu wpuścili, ale to nie ważne. Ważne, że tu był. Sama jego obecność sprawiała, że czułem się odrobinę lepiej.
- Nie chcę.
- Nie możesz tu ciągle siedzieć.-chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął lekko. Cały dzień nie tkną alkoholu. Czułem jak trzęsą mu się dłonie.
Powoli podniosłem się z małego krzesełka i wyszedłem z sali. Nie mogłem uwierzyć, że minęło juz tyle czasu. Była siódma wieczorem.
- Wypadałoby, żebyś wreszcie poszedł do szkoły- przytaknąłem ruchem głowy i wgapiony w chodnik ruszyłem przed siebie.
Gerard szedł tuż obok mnie, gdy wreszcie zatrzymał sie przy sklepie, a po chwili wychodził juz z niego, trzymając dwie puszki piwa. Jedną od razu otworzył, i prawie natychmiast pozbawił ją płynnej zawartości.
Nie skomentowałem tego. Z dnia na dzień nałogu nie rzucisz.
- Możesz dziś też ze mną zostać?- tak, to był mój sposób na ograniczenie mu dostępu do alkoholu. Przy mnie głupio mu było pić. Nie wiedziałem czy moja metoda poskutkuje, ale miałem nadzieję, że jednak coś da.
- Dla ciebie wszystko. - uśmiechnął się lekko.
- Wszystko? - przytaknął.- To nie wypijesz drugiego- z niechęcią, bo z niechęcią i to wielką, ale pokiwał głowa, zgadzając się.
Siedziałem obok niej, wiedząc, ze co bym nie powiedział, ona i tak tego nie usłyszy.
A chciałem powiedzieć jej wiele, przede wszystkim przeprosić.
- Proszę pana, co będzie z moją mamą? - zapytałem jak niewinne dziecko, kiedy w drzwiach pojawił sie facet w długim białym fartuchu.
- Nie da sie ukryć, że jest źle. Robimy co możemy, ale choroba bardzo szybko postępuje. - i po tych słowach zrozumiałem, że tak na prawdę, mogę juz nigdy nie mieć okazji by ją przeprosić.
To takie straszne, jak widzisz, że ktoś umiera na twoich oczach.
Tak. Umierała. Robiła się coraz słabsza. Z dnia na dzień uchodziło z niej życie.
Jedna minuta... żeby tylko zobaczyła, ze jestem przy niej...
Tak chciałem żeby to był sen. Zwykły koszmarny sen, z którego obudzę się i nigdy do niego nie wrócę.
- Chodź Frankie- nie wiem jakim cudem go tu wpuścili, ale to nie ważne. Ważne, że tu był. Sama jego obecność sprawiała, że czułem się odrobinę lepiej.
- Nie chcę.
- Nie możesz tu ciągle siedzieć.-chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął lekko. Cały dzień nie tkną alkoholu. Czułem jak trzęsą mu się dłonie.
Powoli podniosłem się z małego krzesełka i wyszedłem z sali. Nie mogłem uwierzyć, że minęło juz tyle czasu. Była siódma wieczorem.
- Wypadałoby, żebyś wreszcie poszedł do szkoły- przytaknąłem ruchem głowy i wgapiony w chodnik ruszyłem przed siebie.
Gerard szedł tuż obok mnie, gdy wreszcie zatrzymał sie przy sklepie, a po chwili wychodził juz z niego, trzymając dwie puszki piwa. Jedną od razu otworzył, i prawie natychmiast pozbawił ją płynnej zawartości.
Nie skomentowałem tego. Z dnia na dzień nałogu nie rzucisz.
- Możesz dziś też ze mną zostać?- tak, to był mój sposób na ograniczenie mu dostępu do alkoholu. Przy mnie głupio mu było pić. Nie wiedziałem czy moja metoda poskutkuje, ale miałem nadzieję, że jednak coś da.
- Dla ciebie wszystko. - uśmiechnął się lekko.
- Wszystko? - przytaknął.- To nie wypijesz drugiego- z niechęcią, bo z niechęcią i to wielką, ale pokiwał głowa, zgadzając się.
Doszliśmy do
mojego domu i stanęliśmy przed drzwiami.
Wyjąłem
klucze z kieszeni i powoli otworzyłem drzwi i kiedy tylko przekroczyłem próg,
Gerard złapał mnie w pasie i mocno pocałował.
- Nie
mówiłem ci jeszcze, że się stęskniłem – stwierdził i uśmiechnął się, dokładnie
tak jak robił to zanim wyjechał. Gdyby
przestał pić, byłoby dokładnie tak jak kiedyś…
Poczułem, że
w kieszeni bluzy dzwoni mi telefon, więc odsunąłem się od bruneta i spojrzałem
na ekran urządzenia.
‘Ronnie’
- Hej..
- Cześć..
Możemy się spotkać?
- To przyjdź
do mnie- nie wiem czy zatrzymanie w domu na raz Ronniego i Gerarda jest dobrym
pomysłem, no nic, zaraz się przekonamy.
Siedzieli naprzeciwko siebie i z
nieukrywaną złością mierzyli się spojrzeniami. Ronnie- jak zwykle ubrany w
ciuchy godne francuskiego projektanta i ze szklanką wody przed sobą, no i
Gerard- w czarnej koszulce Iron Maiden i ciemnych podartych na kolanach
spodniach, ciągle sięgający po puszkę z piwem…. Co za paradoks- kocham tego
zniszczonego w podartych spodniach.
Wy nawet nie
wiecie jak śmiesznie wyglądała ich walka na spojrzenia.
- To… o czym
chciałeś pogadać?- zapytałem szatyna.
- A możemy..
nie tu- wskazał dyskretnie głową na Gerarda.
- Pewnie..
Zaraz wrócimy.
- A to może
kolega ma zamiar powiedzieć jak było naprawdę?- brunet krzyknął za nami.
- Spieprzaj-
syknął Ronnie i pociągnął mnie na korytarz.
- O co mu
chodzi?- spojrzałem na Ronniego.
- Nie wiem.
Ale nie rozumiem jak ty w ogóle dajesz sobie z nim radę. Nie chcę być nie miły,
ale zostawiłeś mnie dla… tego czegoś siedzącego w kuchni? Wcześniej to jeszcze
jakoś wyglądał, ale teraz? No błagam.- I tak się kolego doigrałeś.
- Jeżeli
przyszedłeś tu z zamiarem krytykowania moich wyborów, to możesz już wyjść.
- Dobra,
przepraszam. Tęsknię za tobą- pogłaskał mnie po policzku.
- Ronnie, ja
ci coś mówiłem. Przecież wiedziałeś, że to nie ma sensu.
- Miałem
nadzieję, że ON- tu prawie krzyknął- nie wróci.
- Bardzo
dyskretna rozmowa.- usłyszałem z kuchni.
- To nie
twój interes, weź siedź cicho, łaskawie co?
- No ciebie
się słuchać na pewno nie będę- ja pierdole, i on jest dorosły?
- Dobra,
ogarnijcie się bo stąd wyjdę, ty- wskazałem na Ronniego- się streszczaj- a ty-
krzyknąłem w stronę kuchni- się nie odzywaj. Jasne? No mów- zwróciłem się znów
do szatyna.
- Frank,
kocham cię.- Odsunąłem się od chłopaka i zwyczajnie odszedłem do kuchni. No bo
co miałem powiedzieć? W takich chwilach zazwyczaj mówi się ‘ ja ciebie też’ czy
coś w ten deseń. Powiedziałbym to.. gdyby stał tam Gerard.
- Kocham
cię- za dużo razy to już ktoś mówił… Może przerzućmy się na jakieś ciekawsze
stwierdzenie, co?
Pocałowałem
bruneta w policzek. To trochę chamskie, że w taki sposób pokazuję Ronniemu, że
średnio mi zależy, ale no ludzie, ja jestem tylko biednym Franusiem, który
ledwo radzi sobie ze zrobieniem kawy, a co dopiero relacje międzyludzkie. Nie
za dużo ode mnie wymagacie?
- Frank..-
Szatyn spojrzał na mnie zakłopotany.
- Nom?
- Ale
przyjaciółmi nadal jesteśmy?
- Ohhhh,
jakie to urocze.
- Gerard,
zamknij się. Pewnie że tak- objąłem szatyna.
- A mogę
mieć do ciebie prośbę?
- No dajesz.
- Za
załatwianie ci noclegu prawie codziennie
przez cały miesiąc, możesz mnie na jedną noc przygarnąć?- I co, teraz spróbuj
powiedzieć ‘nie’. No nie dasz rady.
- Jasne.- uśmiechnąłem
się- Ale tylko spróbujcie coś na siebie powiedzieć, to wywalę obu na zbity
pysk. Mam większe problemy niż dwóch nieogarniętych facetów w moim domu- tak,
wtedy przypomniałem sobie o mojej matce i ojcu, który zapewne tam przy niej
siedzi… Poszedłem na górę, zostawiając Gerarda i Ronniego w kuchni. Pomysł nie
zbyt dobry, ale no cóż.
Zamknąłem
się w łazience i usiadłem na podłodze.
Generalnie
problemy miałem trzy:
Ronnie
Alkoholizm
Gerarda
I ten
największy i najbardziej mnie męczący- choroba mojej matki. Ten problem
przykrywał wszystkie inne. Chciałem, żeby wreszcie tu wróciła- cała i zdrowa.
Bez tych sińców pod oczami, z rumianą skórą na policzkach…
- Frankie?-
usłyszałem chórek pod drzwiami.
- Idźcie spać-
odburknąłem i schowałem twarz w dłoniach.
- Ale,
Frank- Rozpaczliwy jęk Ronniego był dość niepokojący. Szybko otworzyłem drzwi
i zobaczyłem szatyna, z którego spływała woda.
- Kurwa, czy
wy się możecie wreszcie ogarnąć?!- popatrzyli na moją zapłakaną twarz i dopiero
wtedy ucichli. – Koniec, idę spać. A jeśli jeszcze raz usłyszę któregoś z was
to na serio stąd wyjdziecie.- poszedłem do mojego pokoju i trzasnąłem drzwiami.
- Ale gdzie
my mamy spać?- usłyszałem tylko, po czym nic nie odpowiadając przebrałem się w
piżamę i położyłem do łóżka.
_________________________________________
Tylko ja tu jestem tak zboczona?
Hhahahhha. Gee jest pojebany. Za to go kocham. wylal natego frajera wode. Chwala Tobiw,kochanie,za to ,ze w koncu cos wspanialego spotkalo Ronniego. Koncowka najlepsza. Ta ignorancja Franka,gdy dwojka debili pyta sie o spanie xd Kocham Cie no. Genialna 12. Paradoks,komedia,dramat,pschoselik. Cos co kocham. Aaaajajajajaja. Kurwa, dawaj szybciej 13 <3
OdpowiedzUsuńUuuu Uuuu;> A co? Ronnie nie ma swojego domu? Frank Gerarda zaprosił, a on sam się wpakował + namieszał jeszcze w ich życiu itp. Ja chcę nexta !!! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńhahahah XD jezu, Gerd jest zajebisty XD totalnie zajebisty XD ale lubię Ronnie'go więc trochę mi go szkoda. a co do tego z 69.. nie, nie tylko ty. 8D
OdpowiedzUsuńI JA TEŻ MAM FAZĘ NA BURRIED ALIVE <3