czwartek, 16 sierpnia 2012

Could you make me kiss you #2: ROZDZIAŁ CZWARTY

Uhm... No ta.. To ma tak wielki sens, że aż sama się dziwię, ze ktoś to czyta. Ale czytajcie, czytajcie i komentujcie i wgl.
Miałam wenę, wykorzystałam wenę i proszę. Enjoy :3
_________________________________________



Juz nie żyjesz? No fajnie, przyznać się kto ruszał mój zeszyt, przyznać się... No dobra, dobra wiem, że to Gerard ma stracić głowę. A ma ją taką ładną, no...

- Ciebie do końca pojebało?!- Przyszły bezgłowy, wparował do mnie do pokoju, jakby to nie wiem co było. Co ten człowiek sobie wyobraża.. Ym, on chyba zasługuje na urwanie czegoś jeszcze.- Jak ty mogłeś wczoraj, zrobić coś takiego?!
- Nie wiem o czym mówisz- i o dziwo te słowa były zupełnie szczere, ale kto tam uwierzy takiemu biednemu Franiowi jak ja. Ah... jaka bieda.
-Wracasz pijany..
- Ah... to by wyjaśniało, czemu tego nie pamiętam- przerwałem mu, udając zamyślonego filozofa, a przy okazji drocząc się z nim. No kto normalny wbiega do czyjeś sypialni o 7 nad ranem i drze się jak głupi... Dobra, Gerard... ale on zaliczony do normalnych, to tak jakby stwierdzić, ze jaszczurka jest morsem. Ja chyba muszę porządnie ogarnąć mój mózg.
- Przestań.- rozkazał, na co ja zamilkłem i jak na rozkaz stanąłem na baczność, uśmiechając się debilnie. Jak ja go lubiłem denerwować. - Ty... nawet nie wiesz, jak ja cię miałem ochotę wczoraj, walnąć w ten twój chory łeb... i kurwa nawet nie wiesz, jak chciałem iść z tobą pod ten prysznic.- Tak, zdecydowanie to ja jestem tu normalny. Spojrzałem na Gerarda, nie rozumiejąc totalnie o jakim prysznicu mówił. Oj ja musiałem nawyprawiać wczoraj. - Na prawdę nie pamiętasz nic?- zdziwił się chłopak, westchnął z niechęcią i otworzył usta, by zacząć opowiadanie z serii 'Niezwykłe przygody pijanego Franka' – No więc wyszedłeś z domu wczoraj, a potem zostałeś odprowadzony pod drzwi, jako ledwo utrzymujące się na nogach półżywe ciało... Um.. no i wtedy zacząłeś się do mnie kleić, ciągnąć pod prysznic, kiedy kazałem ci się wykąpać.. no, aż w końcu pocałowałeś, idealnie w momencie jak moja matka przechodziła koło łazienki... Od rana się do mnie nie odzywa- skończył? I to było to koszmarne wykroczenie? Serio?
- I za takie coś, włazisz mi do pokoju, o 7 nad ranem?- zapytałem, w sumie bardziej jakbym stwierdzał fakt. Gerard znów westchnął i wyszedł z sypialni. Poszedłem za nim i usiedliśmy przy kuchennym stole mierząc się wzrokiem. - To może powiesz swojej mamie jak jest naprawdę?- zaproponowałem uśmiechając się wyzywająco.
-Nie- urwał.
- Powiedz- nalegałem.
- Nie.
- Powiedz jej wreszcie!- wydarłem się w końcu, mając nadzieję, że jego matka to usłyszy i tak, tak USŁYSZAŁA!
-Co ma powiedzieć?- kobieta spojrzała na mnie i uwierzcie, że gdyby miała taką moc, padłbym od tego wzroku, jak mój ojciec zabijany przeze mnie w myślach, mieczem świetlnym... A no właśnie, ja mam rodziców. Totalnie zapomniałem, że oni tez mieli ochotę nas odwiedzić... 15-tego chyba... Kurwa.
- Który dziś?- wyrwałem się z ciszy.
- Piętnasty- odpowiedział, a ja zakląłem pod nosem. Takie rzeczy tylko w moim życiu.
- Co masz mi do powiedzenia?- kobieta naciskała na Gerarda, a chłopak zastanawiał się jak tu zgrabnie wybrnąć z niewygodnej sytuacji.
- Nie mówiłem o pani- obroniłem bruneta, obmyślając w głowie iście szatański plan. Gerard zdziwiony jak nigdy, podniósł wzrok- chodziło mi o to, że Gerard nie powiedział jeszcze jednej znajomej, że skończył z... z... paleniem. A ona go o to prosiła, ale on nie chce powiedzieć, bo... jest dziwny.- to nie było zbyt obmyślone kłamstwo. No bo jaki człowiek ukrywałby, że przestał palić, e? To bez sensu. Jednak pani Way zastanowiła się chwilę.
- Rzuciłeś papierosy?- zainteresowała się. Zaśmiałem się i szybko opuściłem kuchnie, uciekając do bezpiecznej łazienki. Mogę się założyć, ze Gerard nie jest zbyt zadowolony, ale ej, mogłem powiedzieć prawdę, czyż nie? No, to niech się cieszy.
Właśnie kończyłem ogarniać moją twarz przed wyjściem do szkoły, kiedy uświadomiłem sobie, że tak naprawdę wcale nie chce mi się tam iść... Nie że teraz tylko, tak że w ogóle. Bo po co? Pierwszy raz od długiego czasu wziąłem do ręki czarną kredkę, ojej, jak ja dawno się nią nie malowałem, a skoro rodzice przyjeżdżają... chyba. No cóż, trzeba wyglądać jak człowiek, a nie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem stojącego pod ścianą Gerarda.
- Telefon ci dzwonił- stwierdził i podał mi urządzenie, po czym odszedł. Chyba nie był zbyt zadowolony z potoczenia się spraw z matką, ale no błagam, mógłby się zdecydować, czy chce ją okłamywać, czy może wreszcie powie jej co i jak i przestanie zachowywać się jak dzieciak.
Spojrzałem na wyświetlacz. Pewnie, ze mamusia.
-No cześć- odezwałem się.
- Frankie, będziemy tak w okolicach 2, okej?
- Mhm, pewnie- odpowiedziałem i kiedy kobieta wypowiedziała zbawienne 'Papa', rozłączyłem się i wróciłem do kuchni. Pani Way siedziała i z majestatycznym wyrazem twarzy przeżuwała kanapkę, a jej syn, zgarbiony siedział przy stole z opartymi na nim łokciami i wyraźnie nad czymś myślał. A ja nawet wiedziałem nad czym. Ah, mnie powinni nazywać mianem boga. Wybrałem ubranie i nawet postanowiłem, ze pofatyguje się po jakieś orzeszki, żeby nie było, że bieda w domu. Wyszedłem na powietrze i od razu wyjąłem papierosa. Ruszyłem w stronę sklepu, nucąc sobie w głowie jakąś piosenkę. Zdecydowanie, mój szatański plan się powiedzie. Oj tak. Wtedy Gerard przekona się, ze powinien powiedzieć matce sam już dawno, a nie czekać na cud, że się nie dowie czy o nim zapomni, czy jeszcze co innego.
Wróciłem do domu i postawiłem zakupy, składające się z opakowania kawy, puszki orzeszków, płatków i oczywiście żelków... No co, dawno nie jadłem żelków! Padłem na kanapę i zapaliłem kolejną fajkę... tę czynność powtórzyłem jeszcze co najmniej trzy razy, aż w końcu wstałem sprzed telewizora i widząc, że spędziłem przed nim naprawdę dużo czasu, rozprostowałem kości i rozejrzałem się po mieszkaniu, szukając wzrokiem Gerarda. To było dość dziwne, ale znów siedział w kuchni, jednak tym razem nie podpierał się na łokciach tylko, czytał jakąś gazetę. Spojrzałem na zegar, prawie 2, no to zaraz poznacie wszystkie szczegóły mojego spisku. Zdążyłem wziąć do ust kolejnego papierosa, a nawet go odpalić... kurde, muszę z tym chyba przystopować... Kiedy usłyszałem dźwięk domofonu, a po chwili do naszego mieszkania władowali się moi rodzice.
- FRANKIE!- usłyszałem na wejściu, a za chwilę matka rzuciła mi się na szyję. Ojciec stał kawałek dalej i uśmiechał się do mnie, jednak najbardziej ucieszyło mnie to, że zaraz obok, pojawiła się pani Way i patrzyła na wszystko z zaciekawieniem i... niechęcią, jak zawsze.- Wyjmij to świństwo z ust- szatynka, zwana czasem moją rodzicielką, wyrwała mi z ust papierosa i zgasiła go w popielniczce stojącej na stole. Zmroziłem ją wzrokiem, a ona jak gdyby nigdy nic wygięła usta w nienaturalnym radosnym grymasie i podeszła do Gerarda- A jak się ma mój zięć?- zaśmiała się, a brunet cały spanikowany rzucił mi przerażone spojrzenie, po czym łypnął oczami na matkę, której twarz w jednej chwili zmieniła wyraz na taki.... bez wyrazu. Tak, to ma sens. - Ale nie zaprzeczy pani, że chłopcy urządzili się tu bardzo ładnie. - zauważyła, a ja zacząłem się śmiać i czekałem na obrót spraw.
- Zięć?... Słucham?- blondynka dopiero teraz dopuściła do siebie zdanie wypowiedziane przez moją mamusię. Tak właśnie tu zaczyna się mój plan.
- Oh no żartuję. - Gerard odetchnął z ulgą- Ale tak cudowna z nich para, że...
- Para?!- wydarła się pani Way, a mój ojciec zauważył, że wypadałoby chyba coś zaradzić. Jedyny zorientował się co jest grane? Pociągnął mnie, duszącego się ze śmiechu i Gerarda, który spanikowany stał przy kuchennym blacie. Wyciągnął nas z kuchni i postawił przed sobą, jak małe dzieci, żądając wyjaśnień. Brunet patrzył na mojego ojca z przerażeniem, a ja nadal prawie umierałem ze śmiechu.
- To cię śmieszy?- obruszył się Gee, a ja wybuchłem jeszcze bardziej chamskim rechotem. Mój plan się powiódł jak nigdy.
- Dajcie im pogadać- stwierdził mój bardzo rozsądny tatuś i stał, czekając aż któryś z nas coś powie. Ja przestałem się wreszcie śmiać jak psychol, a Gerard próbował wsłuchać się w rozmowę naszych rodzicielek, siedzących w kuchni.
- Zawsze chciałam, żeby miał dziewczynę...- usłyszeliśmy głos pani Way i w tym momencie do rozmowy kobiet dołączył mój ojciec.
- Ale Frank jest jak dziewczynka... Może wnuków się pani nie doczeka, ale żona będzie z niego wspaniała.- Oh, tato, nie musiałeś...
- O czym pan mówi?- pani Way spojrzała na mężczyznę obok, w sposób, w jaki zawsze każdy patrzy na mnie. Czyli po prostu jak na jednego z pacjentów zakładu psychiatrycznego.
- Uh, możecie sobie stąd iść? Rozmawiamy- zdenerwowała się moja matka, tym razem. No i się dobrały... Ale może... może to i dobrze? Tego w planie nie przewidziałem. Szczerze myślałem, że matka Waya zrobi mu ciekawy wykład na jego temat a tu co? Psychologiczna rozmowa z moją wspaniale tolerancyjną matką.
Na rozkaz kobiety, dzięki której znalazłem się na tym świecie, szybko wyszliśmy z kuchni i we trzech padliśmy na kanapę, z czego mój ojciec bardziej trafił w podłogę niż w siedzenie. Takie uroki posiadania niewykończonego salonu.
Nie wsłuchiwaliśmy się już w rozmowę prowadzoną w kuchni, ja jak to na mnie przystało otworzyłem moje magiczne pudełeczko zwane potocznie paczką papierosów i zapaliłem źródło mojej kochanej trucizny. Naturalnie Gerard zaraz wyjął mi je z ust i sam zaciągnął się mocno dymem. A tatuś, jak zwykle poszkodowany. Fajek nie ma, a aż tak dobrym synkiem nie jestem. Dziwne, że oni mnie jeszcze nie wydziedziczyli czy coś.
Przesiedzieliśmy w salonie, dopóki kobiety nie opuściły kuchni, informując nas o końcu sesji psychologicznej. No i rodzice... przynajmniej moi, pojechali, twierdząc jeszcze, ze wrócą i to niedługo.
- Czemu mi nie powiedziałeś?- blondynka zwróciła się do syna, a ja udałem, że bardzo interesuje mnie lecący w telewizji teleturniej, w którym to ludzie pokazują jak wspaniali są w wielu dziedzinach nauki.
- Ja... hmm...- zaczął się jąkać, szukając sensownego wyjaśnienia. - Nie... nie polubiłabyś Franka- No dzięki.
- Tak tu oczywiście chodziło tylko o mnie- wtrąciłem się. No serio nie mógłbym słuchać jego tłumaczeń. Co jak co, ale kariera dyplomaty nie dla niego.- Możesz wreszcie przestać się tak zachowywać? Powiedz jak było. Bałeś się i kropka. Ale nie o mnie, a swój tyłek. Bo przecież matka by cię nie zaakceptowała, choć masz już 24 lata i nie da się nic w tobie zmienić- mówiłem jakby kobieta wcale tam nie stała, jednak zaraz dała o sobie znać wtrącając się w moje słowa.
- Rzeczywiście mogłabym go nie polubić od razu- skwitowała i spojrzała na mnie spode łba- Ale jak mogłeś się mnie bać... przecież.. Ehh, Gerard.- westchnęła i weszła do pokoju, po czym pojawiła się z powrotem w salonie, tyle że trzymała już w ręku spakowaną walizkę- przykro mi, ze tak nisko mnie oceniasz- stwierdziła i po prostu wyszła, trzaskając drzwiami.
- Mógłbyś choć raz, mi nie pomagać?- brunet zwrócił się do mnie głosem pełnym pretensji.
- Ta... pewnie. Sam radzisz sobie świetnie- zironizowałem i wlepiłem wzrok w telewizor.
Chłopak nie odezwał się już, tylko podparł ręce na kolanach i oparł twarz w dłoniach. Eh... może to nie był zbyt dobry pomysł?


Wypadałoby chyba się naprawdę głęboko nad sobą zastanowić. Chce pomóc własnemu chłopakowi, to proszę co wychodzi, a jak bym mu nie pomógł, to zaraz by było, że to źle. No ludzie, gdzie ja żyje. Dobrze, że chociaż ty, mój papierowy kolego w żaden sposób się na mnie nie wkurzasz...
A ja nawet miałem nadzieję, że może szanowna pani Way obdarzy mnie choć odrobiną sympatii.. Zostanę pustelnikiem.. Nie będę musiał się chociaż zadawać z ludźmi.
Tylko ja i.... drzewa? Nie no dobra, idę poszukać dobrego psychiatry.
___________________________________

Krótkie to strasznie.... w sumie jak zawsze.
Oh i mam do Was pytanie a propos przebiegu jakiejkolwiek akcji w tym czymś powyżej. Zastanawiam się czy nie zrobić z Gee i Frania uroczej homorodzinki, co Wy na to? Jakiegoś dzieciaka  wpleść i będzie uroczo, ze hej. To jak, gud ajdija?

7 komentarzy:

  1. gud ajdija, gud :P Ale ja bym Franka zabiła :] I nie odzywała się do niego przez jakiś czas, no ale... oni nie są normalni :) ale wiesz co? Uświadomiłam sobie właśnie jak bardzo brakowało mi tego typowego dla Could you humoru :D Niesamowite uczucie :) Podbudowujesz mnie humoralnie :P

    -> red like a blood <-

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże, kocham ich, po prostu kocham xD I tak, rób z nich rodzinę! O kurde, oni jako ojcowie, koniec świata xD

    OdpowiedzUsuń
  3. DZIECIACZEK DLA NICH, TAK, TAK, TAK <33333 Dobra, już się ogarniam XD Jak zwykle czytając to śmiałam się do łez, ale to bardzo dobrze, bo można się przy tym tak fajnie wyluzować <3 Weny, życzę ci, bo lepiej mieć jej w nadmiarze niż wcale :3 [fools-for-love.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. "- Zawsze chciałam, żeby miał dziewczynę...- usłyszeliśmy głos pani Way i w tym momencie do rozmowy kobiet dołączył mój ojciec.
    - Ale Frank jest jak dziewczynka... Może wnuków się pani nie doczeka, ale żona będzie z niego wspaniała.- Oh, tato, nie musiałeś..." kurwa mać, ty mnie rozpierdalasz XDDDDD
    TAK, HOMORODZINKĘ. NIECH SIĘ PANI WAY CIESZY <3

    OdpowiedzUsuń
  5. -Ale Frank jest jak dziewczynka... Może wnuków się pani nie doczeka, ale żona będzie z niego wspaniała.- Oh, tato, nie musiałeś..."
    AWWWWWWWWWW. JAKIE ZAJEBISTE! *u*

    OdpowiedzUsuń
  6. hheej..? kiedy następny ? bo wiesz... JA TĘSKNIE :)

    ~cookie<3monster

    OdpowiedzUsuń
  7. Ej, kiedy nowy :D

    OdpowiedzUsuń