Przepraszam wszystkich czytających za tak długą przerwę w pisaniu. Nie miałam siły, pomysłów, poza tym koniec gimnazjum też taki dość pracowity, jak na mnie. No mam nadzieję, że mi wybaczycie, przeczytacie i skomentujecie moje opowiadanie, które nie zawiera żadnych wartości literackich... mimo wszystko endżoj :3
___________________________________
Nie żeby coś ale
chyba powinienem pomyśleć jednak co zrobić, żeby zmusić Gerarda
do powiedzenia matce co i jak. No proszę, on ma 23 lata, nie może
cały czas bać się kobiety, dzięki której jest na tym świecie.
No nic, to ja pomyślę, nad tym jak mój brzuch wreszcie zadowoli
się jakimś pożywnym śniadankiem.
Przeciągnąłem się i
wstałem z łóżka. Wziąłem do ręki paczkę papierosów, wyjąłem
jednego, naturalnie w moim bałaganie wyszukałem zapalniczkę i
zaopatrzony w truciznę ruszyłem do kuchni, po drodze odpalając
białą papierową rurkę.
- Zrobisz mi kawy?-
rzuciłem do chłopaka, który właśnie nalewał sobie do kubka
wody. Ten spojrzał na mnie, najpierw z uśmiechem, potem coś za mną
go przeraziło i minka mu zrzedła, przez co wyglądał jak dziecko,
które zobaczyło strasznego potwora, wychodzącego z szafy.
- Możesz tu nie
palić…- zapytał… chociaż nie, rozkazał Gerard i popatrzył na
mnie, teraz już zupełnie bez żadnych emocji.
Ej, chwila. On zawsze
lubił jak pale. Nie wiem, co w tym było, ale mu się podobało.
Wtedy gapił się na mnie co najmniej jak na dzieło sztuki…. –
Frank, zgaś papierosa- powtórzył, na co ja teatralnie wypuściłem
dym z ust i spojrzałem na bruneta wyzywająco. Ha, cos się w nim
złamało. Widziałem. Nie powiedział już nic tylko odwrócił się
i wyjął następny kubek… dla mnie chyba.
Usiadłem przy stole,
nadal nie gasząc papierosa, kiedy naprzeciwko mnie pojawiła się
zła na cały świat blondynka i wymownie spojrzała na moje palce, w
których trzymałem źródło nikotyny.
Na moje nieszczęście
nie zostało mi już zbyt dużo w palcach, więc skapitulowałem i
zgasiłem obiekt złości pani Way i wstałem z zamiarem wzięcia
porannego prysznica. Nawet nie zdążyłem dojść do łazienki,
kiedy przede mną stanął Gee i w jednej sekundzie wpił się w moje
wargi, a ja zszokowany stałem jak ten słup, czekając na
wyjaśnienie.
- No fajnie, ale
myślałem, że jesteś zły- stwierdziłem kiedy chłopak oderwał
się ode mnie.
- To ty tu jesteś od
obrażania się o byle co, nie ja- zauważył… niestety trafnie.
Boże, ja na serio się tak często wkurzam?- Masz zamiar długo
jeszcze tak się zachowywać, czy może wyjdziemy gdzieś dziś
wieczorem?- zapytał. No dalej Frankie, zgódź się!
- Nie wiem.. z twoją
dziewczyną i matką?- zapytałem z przekąsem. Ja jednak chyba nie
umiem grzecznie i miło.
- Możesz już dać
spokój? Serio chcesz się znowu kłócić…
- Przepraszam.. gdzie
chcesz iść?- tylko dlaczego ta rozmowa, wygląda jak jakiś
formalny rytuał. To oczywiste, że jest mi obojętne gdzie
pójdziemy. Chcę być po prostu z nim, bez jego matki. Tylko my.
Mogę nawet siedzieć na krawężniku z kubkiem taniej kawy.
- Gdzie chcesz-
stwierdził i położył mi ręce na biodrach- przyjdę do ciebie na
uczelnie- dodał i jeszcze raz, ale tym razem krótko pocałował
moje wargi, a potem zwyczajnie odszedł, a ja ruszyłem się do
łazienki szczerze zaskoczony całą sytuacją. Naprawdę myślałem,
że jest na mnie zły.
Nie trzeba chyba
opisywać czynności które po kolei wykonuje w łazience…
Jak
zawsze, gotowy do wyjścia trochę za późno niż powinienem, z
idealnym makijażem i świetnie dopasowanym strojem, udałem się do
kuchni, by wypić, zapewne zimną już kawę.
- Twój przyjaciel
jest… jakiś dziwny- usłyszałem, zanim wszedłem do
pomieszczenia.
No nie, tak mnie
obgadywać?- z nim na pewno jest wszystko okej?
- Mamo, daj spokój.
On jest zupełnie normalny- taaa, wmawiaj sobie, kochanie.
- Chodzi mi o to jak
zachowuje się wobec ciebie… To nie jest normalne.. On ma w ogóle
kogoś… dziewczynę jakąś?- Jeżeli Gerard zaraz wrobi mnie w
jakiś wyimaginowany związek to przysięgam, że go uduszę.
-Em... no...-brunet
zaczął się jąkać.
- Nie mam- wtrąciłem
się.- I raczej mieć nie będę- za te słowa zostałem prawie
zabity wzrokiem Gerarda i jego matki.
-Jak to? - zapytała
blondynka.
- Nie ważne. No nic,
wychodzę na uczelnię.- oznajmiłem, wpiłem zimną kawę i
wyszedłem z mieszkania.
Kiedy tylko
znalazłem się poza progami uczelni, doskoczyła do mnie Jamia,
domagająca się szczegółowych wyjaśnień, jak została dziewczyną
Gerarda.
- No więc, Gerard
nigdy nie przyznał się matce, że jest gejem. Ona myślała, że
ja jestem dziewczyną- zacząłem tłumaczyć- po prostu, jakby...
byłaś pod ręką akurat. Przepraszam cię za Gerarda. I szczerze
mówiąc wątpię, że odegrałaś juz swoją rolę...
- Jak to? - zapytała
zdziwiona i zaczęła kierować się w stronę sali.
- Ja chcę, żeby on
jej powiedział, ale wiem, że tego nie zrobi. Będziesz potrzebna do
tej całej szopki i obiecuję ci, ze po wszystkim wynagrodzę ci
jakoś to co zrobisz... pomożesz mu, a właściwie nam?- spojrzałem
na dziewczynę z nutką nadziei w oczach. I czemu ja się, kurwa
mieszam w kłamstwo tego czarnowłosego potwora?
- Pewnie, że pomogę-
lekko zakłopotana posłała mi krótki uśmiech i przeszła szybko
korytarzem do wyznaczonego pomieszczenia, a ja powlokłem się za
nią.
Coś sie nie kleiło
już rozmawianie nawet to wszystko stylu 'co on teraz powiedział?'.
Alicia z bliżej
nieokreślonych powodów, nie zaszczyciła nas dziś swoją
obecnością, co generalnie oznaczało, ze przez cały dzień jestem
skazany na Jamię.
Przebolałem jakos
wykład dotyczący nie wiem czego i wszedłem z sali.
Tak tu też istniało
cos w rodzaju długiej przerwy, na której wszyscy wypełzali na
świeże powietrze lub tak jak ja zażywali tego mniej świeżego z
wielką dawką nikotyny.
Stanąłem w okolicach
muru dzielącego mnie od reszty świata i co jakiś czas zaciągając
się dymem, obserwowałem ludzi. Jednak mój telefon skutecznie
przerwał moją jakże zajmującą czynność.
' Frankie czekamy na
Ciebie w kawiarni na przeciw uczelni '
Wiadomość była od
Ricka i śmiem twierdzić ze czekał on tam z Ronniem. W sumie to
ostro zaniedbałem nasze relacje.
Co tam nauka, znajomi
ważniejsi.
Wyrzuciłem resztkę
papierosa wprost na ziemię i szybko opuściłem bramy tej placówki.
Yay, jak ja dawno nie zrywałem się ze szkoły. Dobrze przypomnieć
sobie jak to jest.
Przeszedłem tylko
przez ulicę i już byłem na miejscu, a przez szybę widziałem
dwóch uśmiechniętych chłopaczków z filiżankami w rękach.
Oh, jacy oni słodcy.
- Frankie! - zawołał
blondyn i bezceremonialnie pocałował mnie w kącik ust. Ja tylko
uśmiechnąłem sie do niego i pomachałem lekko ręką do szatyna
siedzącego grzecznie przy stoliku.- Coś nas ostatnio ignorujesz-
stwierdził Rick- czemu tak jest? - zapytał poważnie i usiadł na
przeciwko swojego chłopaka.
- Przez Gerarda
głownie. Jego matka do nas zawitała, przez co stałem się tylko
jego przyjacielem - wyjaśniłem chyba mało przejrzyście.
Towarzysze wymienili porozumiewawcze spojrzenia i wstali z miejsc.
- Gerard boi się co
powie jego matka na gejów, tak?- zapytał Ronnie. Popatrzyłem na
niego trochę jak na debila, a potem przeniosłem wzrok na Ricka,
który uśmiechał się złowieszczo.
- Idziemy do ciebie-
zakomenderował i obaj pociągnęli mnie za ręce, żebym wstał.
Nie myślę, żeby to
był dobry pomysł… serio. Gerard mnie zajebie.
-Aleee- wyjąkałem
jeszcze, jednak nie wystarczająco przekonującym tonem, więc po
prostu poszedłem za chłopakami. Chyba muszę nauczyć się odmawiać
ludziom.
Doszliśmy do domu i w
sumie dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że miałem spotkać się z
Gerardem. Mam nadzieję, że jest w domu i mnie nie zabije. Jak coś,
może ktoś oferuje tanie usługi pogrzebowe...?
-Cześć Gee!- Rick
wparował do naszego mieszkania i rzucił się na Gerarda. Jak to on,
zachował się jak zawsze. Objął chłopaka i pocałował go w
policzek. Ronnie tylko grzecznie pomachał łapką i oparł się o
framugę drzwi. - Oh, dzień dobry, pewnie pani Way- blondyn oderwał
się od mojego chłopaka i wyciągnął kościstą dłoń w stronę
kobiety, patrzącej na całą sytuację wzrokiem pełnym zażenowania.
-Dzień...dzień dobry-
odpowiedziała wreszcie i spojrzała na syna, który równie
zakłopotany stał na środku kuchni i myślał co ma teraz zrobić.-
Co tu się dzieje?
-Frank..?- brunet
odwrócił szybko głowę, a ja przygotowałem się na brutalną
śmierć-Nie powinieneś być na uczelni?- No tym mnie zaskoczył.
Spokojnie podszedł do mnie i czekał na odpowiedź.
-Tak... powinienem-
stwierdziłem cicho.
-Chłopak też musi
mieć życie. Tomy pójdziemy do waszej sypialni a ty siedź sobie z
mamą- zakomunikował Ronnie i z uśmiechem ruszył w stronę jasnych
drzwi w końcu korytarza.
-Waszej?- Matka Gerarda
jęknęła z przerażeniem.
-Co? nie. Idźcie
już... Frank, chodź- brunet pociągnął mnie za rękę i
zaprowadził do łazienki.- Co ty do jasnej cholery robisz?!
- Nic. Coś ci się nie
podoba?
-Tak? To, że próbujesz
mnie sprowokować. Na prawdę chcesz się kłócić z powodu mojej
matki?- spojrzał na mnie ze złością.
-To nie wina twojej
matki, że ma syna, który nie potrafi poradzić sobie w życiu. To
już drugi raz kiedy olewasz to co ja czuję, dla własnej wygody.
Chcesz wracaj do domu!- krzyknąłem i wszedłem z łazienki,
trzaskając drzwiami.
Tak, bałem się, że
znów mnie zostawi, że zrobi to co zrobił mi, kiedy byłem w
liceum. Nie wiem czy zdawał sobie sprawę z cholernego bólu jaki mi
zadawał, ale jeśli tak, to mógłby łaskawie nie robić tego
jeszcze raz.
-Frank-Gerard złapał
mnie w biodrach, zanim zdążyłem wejść-Nie oto mi chodzi...
ja...- zdjąłem z siebie jego ręce, sięgnąłem po paczkę
papierosów i wyszedłem z mieszkania, po czym usiadłem przed
blokiem na schodkach.- Kurwa, Frank. Możesz mnie posłuchać?-
brunet zajął miejsce obok mnie i dłonią nakierował moją twarz
tak, bym patrzył mu w oczy.- Kocham cię, rozumiesz? To się dla
mnie liczy i przestań wreszcie myśleć, że zostawię cię przy
najbliżej okazji. Ja po prostu nie chcę zniszczyć sobie życia.
Nikt w mojej rodzinie... no może poza Mikey'm,nie wie co ze mną. Ty
masz tak łatwo. Nie masz problemów... nigdy nie miałeś. Wiesz,
wtedy jak wyjechałem chodziło też o to, że nie chciałem cię w
to wszystko pakować. Teraz masz przeze mnie tylko same problemy...-
skwitował i objął mnie ramieniem.
-Głupi jesteś-
podsumowałem chłopaka, wstałem i poszedłem kawałek w stronę
chodnika. Miałem serdecznie dość jego tłumaczeń. Chciałem
chociaż w domu zachowywać się normalnie, a nie kryć z tym, że
kocham chłopaka, a nie dziewczynę. Dobra, nie przeszkadzało mi to
od dawna, ale kiedy byłem przy Gerardzie, który raczej starał się
nie wyjawiać przy niektórych znajomych kim jest, zaczynałem
myśleć, że to wszystko jest szczerze nienormalne. Nie chciałem
tak myśleć. Miałem nadzieję, że i on wreszcie pogodzi się z
samym sobą i przestanie udawać, że jego orientacja nikomu nie
przeszkadza.
Szedłem chodnikiem co
jakiś czas zaciągając się dymem i wypuszczając go powoli z ust.
Nie obchodziło mnie już, że zostawiłem w domu przyjaciół, że
to Gerard będzie musiał tłumaczyć się przed matką. Miałem
wyjebane na wszystko i aktualnie nie miałem zamiaru tego zmieniać.
Mogłem się tak włóczyć po mieście, bez większego celu-
wszystko, byle nie wracać do domu.
Rozejrzałem się
trochę, aż w końcu natrafiłem na ciemną postać, z długimi
czarnymi włosami, która z wielkim zaangażowaniem tłumaczyła coś
drugiej, mniej ciemnej postaci.
Wydusiłem z siebie
'hej' i stanąłem obok dziewczyny.
-Coś się stało?-
zapytała Alicia.
-Nie.. nie ważne. Nie
chcecie gdzieś iść?.
-Czyli coś się stało.
Chodźcie do mnie- powiedziała miło brunetka i pokierowała mnie i
Jamię do swojego domu.
Usiadłem na podłodze
w salonie znajomej i spojrzałem na butelkę whiskey, którą
postawiła tu przed chwilą jedna z przyjaciółek. Nie musiałem
długo zaznajamiać się z moją nową towarzyszką wieczoru.
Przechyliłem butelkę i nie zastanawiając się w sumie, czy ktoś
ma jeszcze ochotę, wypiłem trochę napoju. Potem podeszła do mnie
Alicia i zabrała mi butelkę z rąk, kręcąc głową, kiedy
zauważyła, że ubyła aż połowa zawartości, a ja i moja słaba
głowa, chyba dużo nie przeżyjemy. Byłem z dziewczynami dość
krótko... w dwie godziny, doprowadziłem się do takiego stanu, ze
nie mogłem ustać na nogach, kręciło mi się w głowie i szczerze
nie wiedziałem, co robię i gdzie się aktualnie znajduję.
Podeszliśmy chyba pod
moje mieszkanie, bo usłyszałem głos mojego chłopaka i zostałem
wprowadzony do ciepłego pomieszczenia. Trochę pokrzyczał, że nie
powinienem i zaprowadził mnie do łazienki.
-Dasz radę się sam
ogarnąć? Weź prysznic, czy coś- stwierdził z troską, a ja
uwiesiłem się na nim i szepnąłem mu niewyraźnie do ucha:
-Ale chodź ze mną-
pocałowałem jego szyję próbując pociągnąć go w stronę
prysznica. Przy otwartych drzwiach łazienki zdjąłem z siebie
koszulkę i rzuciłem ją na podłogę.- No chodź- powiedziałem
jeszcze, jednak w drzwiach stanęła blondynka i popatrzyła na
swojego syna karcącym wzrokiem.
-Co się tu u licha
dzieje?!Gerard, jest trzecia w nocy, a ty się obmacujesz z kolegą w
łazience.
-Mamo, daj spokój, on
jest...- chłopak nie dokończył zdania, bo wpiłem się w jego usta
i przyciągnąłem jego ciało do siebie. Niestety on odsunął swoją
twarz i cały czas przytrzymując bezwładnego mnie, spojrzał na
matkę – pijany- dokończył i zamknął przed kobietą drzwi.
Niestety, też zmusił
mnie, bym sam wszedł pod prysznic, a on tylko czekał, jak ja się
ogarnę, czasem pilnując, żebym nie upadł w wannie.
Potem zaprowadził mnie
do sypialni i usiadł ze mną na łóżku.
-Jutro cię zabiję-
wyszeptał mi do ucha i pocałował mocno moje wargi, a następnie
wyszedł, zamykając cicho za sobą drzwi.
Pamiętać -już nie
żyjesz.
Dobranoc.
Człowieku, nawet nie wiesz ile osób to czyta, dalej !! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję za motywację :3 <3
UsuńWow. Genialne. Proszę nie zostawiaj tego te opowiadanie to część mojego życia :) /R.
OdpowiedzUsuńKocham Cię, ju noł? Baardzo podoba mi się rozdział i mam nadzieję, że na następny nie będę tyle czekała D:
OdpowiedzUsuńŁaa, jaki fajny rozdział! Jestem cholernie ciekawa, co będzie dalej i mam nadzieję, że nie będziesz nam kazała długo czekać :D Jednak tak, czy inaczej. Kocham to opowiadanie <3 [fools-for-love.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńHyhy ;> Opłacało się tyle czekać ;D To było niesamowite i aż żal tego nie oblookać ;D Pijany?! nie no, bo padnę ;D Z jednej strony rozumiem Gee, ale no mógłby już powiedzieć prawdę C: Za to franka tez rozumiem, choć nie w pełni ... Zachowuje się trochę jak rozkapryszony bachor, ale to jest cały jego urok ;)
OdpowiedzUsuńOm, mnom, mnom. Kocham te opowiadanie nad życie :3
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno pytanie: Czy (mam nadzieję) Frankie i Gerard będą do samego końca opowiaania gejami? Bo boję się że któryś z nich wplącze się w związek z Jamią (ma na myśli Franka)
A tak w ogóle to Cię kocham za wenę :v
~Widow~
Cuuuuudo :*
OdpowiedzUsuńKochana. Śmiesz wątpić, że masz mało czytelników? Nie masz prawa tak myśleć. Większości z nas, no dobra, pewnie tylko mi zapomina się że trzeba zostawić komentarz, czy się podobało. Czasami nie jestem w stanie go dodać bo zbieram szczękę z podłogi, tak jak zresztą teraz: On jest....pijany.
OdpowiedzUsuńUwielbiam te opowiadanie. /Szara.
Przeczytalam cale Could u w 2h.Zajeebiscie piszesz,wiesz? Kocham twoj styl pisania i to ze zawsze wprowadzis jakis smieszny watek :D
OdpowiedzUsuń