poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Could you make me kiss you: ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

No to tak, przepraszam za błędy.  Jak zwykle mówię ze następny bd lepszy,  ze ten nie ogarnięty i wgl. Endżoj i z dedykacją dla mojej kochanej żony :*
_____________________
Poniedziałek
Nie żeby coś, ale to chore, że siedzę właśnie w kiblu i do ciebie piszę, tylko po to, żeby powiedzieć ci, że wcale cię nie potrzebuję… Takie pisanie stało się już rutyną. Piszę w tobie mechanicznie… trochę tak jak z porannym myciem zębów- zawsze to robię i już.
No nic, należałoby już iść do szkoły…

Tak dla sprostowania, obudziłem się w łóżku Ronniego. Sam. Nie wymyślajcie tu jakiś historii. Nie warto.
I najgorsze w tym wszystkim jest to ze zaczynam cos do tego chłopaka czuć. Trochę jakbym zapomniał o Gerardzie.
Choć w sumie nie mam duzo wspólnego z Rickiem, Oliem no i Ronniem, to czuje sie naprawde dobrze w ich towarzystwie.
Bez względu na to, ze wylewają mi wódke na koszulkę i pozbawiają mnie godności w jakiś barach dla gejów, szczerze ich polubiłem.
***
Lekcje jak zwykle sie zaczynają i kiedy juz nie masz siły na więcej, łaskawie kończą,  dając ci w jakimś sensie wolność.
- Cześć Frankie! - jezu,  a Rick tu skąd?!
- No hej. Co ty tu robisz?
- Pomyślałem, ze tęsknisz i ze moje towarzystwo dobrze ci zrobi- kupie mu słownik i zakreśle słowo 'SKROMNOŚĆ', a on i tak nie załapie co i jak.
Moze i jest nie brzydki, ale to męski odpowiednik czirliderki z naszej szkoły- ładny, ale jego inteligencja jest znikoma, tak jak skromność.
- Ale ja teraz musze wracać do domu.
- No to chodź.- wstał i pociągnął mnie za ramię.
I co zrobic w takiej sytuacji? Ja nie wiem.
Rodzice będą zachwyceni, szczególnie że nie maja pojęcia gdzie byłem przez połowę wczorajszego dnia, noc no i jeszcze dzisiaj.
- Jezu,  Frank! Gdzie ty do cholery byłeś?!- moja matka zaczęła krzyczeć na wejściu. Swoja drogą, dawno nie widziałem jej tak złej- oh,  przepraszam- popatrzyła na Ricka i trochę się uspokoiła.
- No Frank,  nareszcie zachowujesz się jak prawdziwy nastoletni syn, wracasz do domu pijany, lub nie wracasz w ogóle. No coraz lepiej  z tobą. -zironizował moj ojciec.  Widziałem że on też był zły i ze sie denerwował... a musze przyznać ze rzadko zdarzało się by oboje byli na mnie wkurzeni.
- Myślę że kolega nie będzie miał nic przeciwko temu,  że zostawisz go na chwilę- nie no to jest szczyt bezczelności, mamusiu.
- A ja myślę, ze to nasz gość i nie bd sie teraz zajmował wami tylko właśnie nim. - odpowiedziałem spokojnie- chodź- teraz ja pociągnąłem blondyna za rękę na górę, zostawiając moich rodziców z głupimi minami na dole.
- Frank...? Słuchaj. .. ja wiem,  ze i tak sie mnie nie posłuchasz, ale może jednak dałbyś szansę Ronniemu?- popatrzyłem na Ricka ze zdziwieniem- pamiętam jak pierwszy raz mi o tobie mówił. Właściwie to on mówi o tobie ciągle,  ale pamiętam jak zaczął.  Gadał o tobie jak co najmnjej o bogu- rozszerzyłem oczy, nadal patrząc tępo na chłopaka. - No nie patrz tak na mnie.  Mowie jak jest. Oh,  a jeszcze jak zacząłeś chodzić z tym. . Gerardem, miałem wrażenie,  że on umrze z zazdrości.  To było straszne tak patrzeć jak on się męczy. I jego ojciec. .. no nie ważne. Chodzi mi tylko o to,  żebyś dał mu szanse.
- Mhm- przytaknąłem tylko,  bo niby co miałem zrobić? Nie miałem pojęcia, że Ronniemu tak zależy.
- możemy dziś wbić do Oliego, co ty na to?
- Spoko.
- To ja spadam, a ty przemyśl to co ci powiedziałem.
Poszedłem z Rickiem do drzwi. - Przyjdziemy po ciebie jak będziemy iść do Oliego- skiwitował i pocałował mnie znów w kącik ust.
- Przestań mnie całować za każdym razem.
- Czemu? Lubie cie całować- usmiechnął się. Debil.
- No to teraz chyba możemy porozmawiać- stwierdziła moja matka i wymownie spojrzała na kuchnie.  Bo wszystkie poważne rozmowy w tym domu odbywały sie właśnie w kuchni. - Co to ma znaczyć, co?  Codziennie przyprowadzasz do domu nowego chłopaka, nie wracasz na noc. Byłes chociaż w szkole?
- Byłem,  i aktualnie nie mam chłopaka.  To wszystko to kumple.
-Kolejny kumpel z którym całujesz sie na pożegnanje?
- To moja sprawa z kim się całuje i gdzie spie.
- No nie wydaje mi sie.  W ogóle uwazam,  ze to nie jest towarzystwo dla ciebie.  Oni sa tacy...tacy...- no jacy mamo?
- Przeszkadza ci,  ze spotkam sie z ludźmi takimi jak ja?
-Przecież ty nie jesteś tacy jak oni.
- Wydaje mi sie czy tobie zaczęło przeszkadzac to kim jestem?
- Frank... nie. . Nie o to chodzi... poprostu kiedyś nie przyprowadzałeś chłopaków wyglądających jak męskie dziwki.- no i przegiełaś kobieto.
- Co ci do cholery za różnica jak wyglądają moi znajomi?!
- Frank,  przestań krzyczeć na własną matkę!- i nagle mu sie zebrało na pedagogiczne zachowanie?
Wyjąłem telefon z kieszeni i po chamsku, stojąc przed rodzicami zadzwoniłem do Ronniego.
- Spotkajmy sie juz.  Gdziekolwiek ale teraz- powiedziałem jednym tchem.
- Pewnie.  To idź w stronę mojego domu to sie jakos spotkamy.
- Okej- rozłączyłem się- do widzenia.  Wychodze- rzuciłem w strone rodziców,  załapałem torbę i wyszedłem z domu.
Po jakis 10 minutach spotkałem Ronniego.
Ludzie!  Święto, on wygląda normalnie! Idzie w zwykłych szarych rurkach i czarnej koszulce.
- Kot ci umarł? - zlustrowałem wzrokiem jego smutne ubranie.
- Co?  A to. .. to tak specjalnie dla ciebie- usmiechnął sie i pocałował mnie w policzek, a ja przyciągnąłem go do siebie i wpiłem się w jego wargi najmocniej jak potrafiłem.
Tak.  Potrzebowałem tego. Czyjejś bliskości, ciepła...
- Czyżbyś przemyślał to co mówiłem? - odsunął sie ode mnie nieznacznie i zadowolony spojrzał mu w oczy.
- Powiedzmy- uśmiecheąłem sie- poza tym. .. potrzebuje noclegu. Nie chce mi sie wracać do domu.
- No ale jeden warunek. Ja juz nie spie na kanpie. Tobie tez nie pozwolę w niej spać, wiec zostaje tylko moje PODWÓJNE łóżko.- no wiedziałem,  ze postawi taki warunek.  Szantażysta jeden.
- No dobra- przewróciłem oczami.
- A teraz do Oliego.
I tak kolejny wieczór spędzony w tym cudnym towarzystwie.
Ale muszę przyznać,  ze świetnie gada mi się z Mikey'm, jednak nadal nie dowiedziałem sie skąd go kojarzę...
No a po skończonym spotkaniu kulturalnych nastolatków, chwiejnym krokiem dotarłem z Ronniem do jego domu.
Kiedy tylko zamknęliśmy drzwi,  zostałem przyciśnięty do nich plecami i namiętnie wycałowany przez mojego towarzysza.
- Kocham cie- wyszeptał.
- Mhm- mruknąłem tylko- ja ciebie też.
Obudziłem się z koszmarnym bólem głowy, wiedząc,  że powinniśmy niedługo wyjść do szkoły.
No to teraz wyobraźcie sobie biednego Franusia siedzącego na fizyce z koszmarnym kacem. I jeszcze będą ode mnie wymagać,  żebym cos rozumiał?
Hehe,  możecie pomarzyć.


Wtorek
Nie wiem co napisać,  wiec powiem dzień dobry i spadaj.

5 komentarzy:

  1. Po raz pierwszy się nie rozpiszę. GERARD DO CHOLERY GDZIE TY JESTEŚ DUPKU WRACAJ BO FRANK SIĘ ZACZYNA PUSZCZAĆ Z KIM POPADNIE. A tego jak mu tam nadal nienawidzę. Wykorzystuje sytację, debilllll. Niech Majkuś powie, o co tu chodzi, niech Gee wróci, bo Frank taki biedny zagubiony... No shal. Gerard! Wracaj!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gerard! Return home!! Niech Frank przestanie lizać się z kim popadnie!!

    OdpowiedzUsuń
  3. WTH NIC NIE ROZUMIEM ALE JEST OK. Gerd ma wrócić i koniec kropka a jak nie to wpierdol. Ach, oczywiście, że na wpierdol zasługuje. I Moikoi też. Moikoi NA PEWNO WIE. I koniec kropka, end of topic, gerd back home thers nothig left matter, frank onl i jego problemy nastolatki ;-;

    // theuniverse

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego Franiu jedt taki wulgarny dla swego pamietniczka? I niech Gee rusza te swoje tkuste dupsko,bo ja wkrocze!!!!! By the way,I love it. Next,please :******

    OdpowiedzUsuń
  5. PS ja wyslalabym Franciszka do "surowych rodzicow". Taka tam, sugestia :)

    OdpowiedzUsuń